Komentatorzy na Białorusi zastanawiają się czy dziś znów dojdzie do powyborczych protestów. Zwolennicy opozycyjnej kandydatki na prezydenta Swiatłany Cichanouskiej przez ostatnie dwa dni demonstrowali w największych miastach kraju. Zatrzymanych jest już 5 tysięcy osób.
Nad ranem ucichły protesty białoruskiej opozycji w Mińsku i innych miastach. Odnotowano pierwszą ofiarę zajść. Jest to młody mężczyzna. Z doniesień wynika, że próbował on rzucić w stronę interweniujących milicjantów jakiś wybuchowy przedmiot, który wybuchł mu w ręku. Od poniesionych ran młody mężczyzna zmarł.
Po wyborach na Białorusi sytuacja jest coraz bardziej napięta. Ludzie wychodzą na ulice, gdzie dochodzi do zamieszek. Zdaniem niektórych, na Białorusi może dojść do ogólnokrajowego strajku. Wśród osób, które tak uważają, jest między innymi Oleg Gusielnikov z Białorusi.
Jak władza traktuje po wyborach obywateli? Co dzieje się na ulicach? – Teraz jest bicie, strzelanie gumowymi kulami, gaz i granaty hukowe. Zginęły już trzy osoby, ale to jest stara informacja, teraz może być już więcej. Władza reaguje tak samo. Po prostu zgarniają każdego niezadowolonego. Każdy, kto krzyknie, podniesie rękę, czy będzie po prostu stał i patrzył na milicjantów będzie zgarnięty. W Mińsku Łukaszenka zebrał milicjantów i wysłał na prowincję, ale stamtąd ściągnął milicjantów obcych. Dlaczego? Bo milicjant nie będzie bił w tłumie, domu, na klatce czy gdzie indziej sąsiada. Na ulicach Mińska są już też specjalne oddziały wojska – twierdzi Oleg Gusielnikov.
Jak Pan postrzega sytuację na Białorusi w kontekście ostatnich wyborów? – Nigdy nie było takiej sytuacji jak teraz, bo na Białorusi społeczeństwo zawsze było umiarkowane i spokojne. Podchodziło do polityki jakoś bezstronnie. Władza jest i niech tam będzie. Oczywiście po raz pierwszy ludzie takim zrywem społecznym wyszli na ulice. Nigdy tego nie było. Ludzie byli przestraszeni, a teraz niczego się nie boją. Poza tym na Białorusi wyłączony jest teraz Internet. Połączenie zostało tylko przez telegram i czasami, chwilowo innymi kanałami coś może przeskoczyć. Przy próbie dzwonienia przez telefon, jak zaczynasz rozmawiać o tej sytuacji, wyłącza się telefon. Dzwoniłem do własnej siostry i wyłączyło się, jak tylko zaczęliśmy omawiać ten temat – odpowiada Oleg Gusielnikov.
Telefony też są na podsłuchu? – Tak, oczywiście – mówi Oleg Gusielnikov.
Te zamieszki są cały czas, czy się nasilają? Jaka jest atmosfera? – Atmosfera jest taka, że ludzie wychodzą wieczorem, niby po pracy. Ciekawie jak będzie dziś. Rozmawiałem z siostrą i napisała „Idę do pracy, ale będzie strajk”. Zapytałem ją, czy to strajk w zakładzie, czy na ulicy? Odpowiedziała, że raczej będzie strajk na całości. Cały kraj będzie dzisiaj tak jakby strajkował. Spytałem, czy z wyjściem na ulicę. Ona mówiła, że się okaże. Także nie wiem, jak będzie, ale wieczorem na pewno znowu dojdzie do bójek – mówi Oleg Gusielnikov.
Myśli Pan, że fabryki, zakłady produkcyjne i inne staną? – Myślę, że tak. Nie ma teraz takiej warstwy społecznej, która byłaby za Łukaszenką. To jest moment historyczny, zwłaszcza z tego powodu, że ludzie nieprzygotowani, niezorganizowani, nagle zorganizowali się na ten protest. Ludzie na tyle poczuli poniżenie, że wyszli takim zrywem emocjonalnym. To jest historyczny moment, bo Białorusini tak się nie zachowywali – twierdzi Oleg Gusielnikov.
Czy jest szansa na historyczną zmianę? – Moment jest bardzo ciężki i nie wiadomo jak to się zakończy. Ja może nie jestem zbytnim optymistą, ale jeśli nastąpi moment, że jakiś oddział milicji lub jakaś jednostka wojskowa wprowadzona do tłumienia ludzi, przejdzie na stronę protestujących, to będzie przełom. Wtedy raczej dojdzie do zmiany władzy. Obserwujemy, zobaczymy – podsumowuje Oleg Gusielnikov.
Według wstępnych oficjalnych wyników niedzielne wybory na Białorusi wygrał dotychczasowy prezydent Alaksandr Łukaszenka. Jak podała Centralna Komisja Wyborcza, dostał on 80,23 proc. głosów, a jego rywalka – Cichanouska – 10,09 proc. głosów.
MaTo / WT
Na zdj. happening solidarnościowy z Białorusinami, plac Litewski, Lublin, 07.08.2020, fot. Piotr Michalski /archiwum/