Wszystko wskazuje na to, że rak marmurkowy znajdujący się na liście gatunków inwazyjnych stwarzających zagrożenie dla Unii Europejskiej występuje nie tylko na jeziorze Miejskim koło Ostrowa Lubelskiego i jeziorze Kleszczów, ale też w innych zbiornikach w okolicach Lasów Parczewskich. To prawdopodobnie także największe skupisko tych raków w Polsce, a być może w Europie i na świecie.
– Jeziora, na których potwierdziliśmy występowanie tego raka, znajdują się zaledwie 15 km od granicy Poleskiego Parku Narodowego. Już wiemy, że miejsc w którym wypuszczono raka marmurkowego jest więcej – przyznaje dr Rafał Maciaszek z SGGW: – Przede wszystkim obecność inwazyjnych gatunków obcych wpływa niekorzystnie na środowisko naturalne i na lokalną bioróżnorodność, ale także na gospodarkę człowieka. Właśnie przez to są to gatunki inwazyjne. Dlatego też eliminacja ich ze środowiska ma kluczowe znaczenie dla zachowania tego, co tak kochamy i lubimy, czyli chociażby ekosystemy wodne w postaci jezior oraz rzek, nad którymi często spotkać możemy płazy. Tych płazów nie będzie, jeżeli będziemy mieli tam raka marmurkowego.
– Jesteśmy nad jeziorem Miejskim koło Ostrowa Lubelskiego. Mamy wizję lokalną – mówi Bartłomiej Gorzkowski z Fundacji Epicrates: – Wraz z przedstawicielami Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska i panem Maciaszkiem z SGGW była prowadzona akcja wstępnego odłowu. Jeżeli rak marmurkowy trafi do innych zbiorników wodnych, tutaj na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim, może to być katastrofa ekologiczna. Jeżeli dostanie się na teren Polskiego Parku Narodowego to będzie tragedia.
– Przybyliśmy na miejsce wspomóc doktora Maciaszka w odłowach i żeby zobaczyć jaka jest skala występowania raka – mówi Rafał Antoniszewski z Fundacji Epicrates: – Przede wszystkim opierało się to na sprawdzaniu pobliskich rowów melioracyjnych, przeszukiwaniu ich dna. Trzeba było po prostu przegrzebać to błoto, aby sprawdzić, czy te raki tam są. Sprawdzaliśmy również brzegi jeziora.
– Na tę chwilę sytuacja nie wygląda najlepiej, ale mamy spory teren do przebadania, a potem przyjdzie czas na wyciąganie wniosków i analizy w jaki sposób możemy sobie z tym problemem poradzić, oczywiście przy współpracy z samorządami, jak i z zarządzającymi innymi formami ochrony przyrody – mówi Paweł Duklewski, rzecznik prasowy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Lublinie: – Mam tu na myśli zespół Lubelskich Parków Krajobrazowych, czy Poleski Park Narodowy.
– Oddaliliśmy się od jeziora dobre kilkaset metrów i faktycznie w rowach w lesie znaleziono kilka osobników. To by potwierdzało informację, że te raki potrafią przemieszczać się na większe odległości poza zbiornikami wodnymi, wykorzystując do tego inne cieki, inne kałuże – mówi Paweł Duklewski.
– W tej chwili wiemy, że rak ten nie opuścił samodzielnie terenów okolic jeziora Kleszczów czy jeziora Miejskiego, mimo że tutaj system jest połączony różnymi rowami melioracyjnymi, drobnymi ciekami z aquakulturą czy z lokalną rzeką Tyśmienicą czy Bobrówką. Także ten rak się jeszcze nie rozprzestrzenił i jest szansa, żeby go tutaj zatrzymać. Niestety, prawdopodobnie będziemy mieli do czynienia z nowymi lokalizacjami. Należy oczekiwać kilkuset tysięcy tych raków na wolności – mówi dr Rafał Maciaszek.
Czy to jest największe skupisko raków w Polsce? – W Polsce na pewno tak. Możliwe, że i w Europie i na świecie – przyznaje dr Rafał Maciaszek.
– Po wyłowieniu, raków nie można przede wszystkim sprowadzać z powrotem do wód, nie można ich też przetrzymywać w akwarium – zaznacza dr Rafał Maciaszek: – Po odłowieniu należy takie raki, w przypadku województwa lubelskiego, przekazać na przykład do Fundacji Epicrates, do schroniska dla żółwi, gdzie mogą na przykład zostać wykorzystane jako pokarm dla zwierząt. Opracowujemy też pomysły, gdzie raki byłyby przekazywane do ogrodów zoologicznych, gdzie też mogłyby stanowić jakiś pokarm, bardziej naturalny i lepszy od tych, które czasem są wykorzystywane.
W jaki sposób uświadamiać ludzi? – Zostaje edukacja – mówi Bartłomiej Gorzkowski: – Co prawda są przewidziane bardzo wysokie kary za wprowadzanie do środowiska obcych gatunków, niekoniecznie uznanych za inwazyjne, wystarczy, że jest to gatunek obcy. To jest 5 tysięcy złotych grzywny. Nie na wszystkich to działa. Chyba jedynie rozbudzanie tej świadomości ekologicznej wśród najmłodszych przyniesie jakiś skutek, bo przez dzieci można trafić do dorosłych. Myślmy, zanim weźmiemy jakieś zwierzę pod opiekę, a później, jeżeli rzeczywiście coś się zdarzy, że nie możemy się tym zwierzakiem zajmować, nie wypuszczajmy go do najbliższej rzeki, jeziora czy lasu, tylko poszukajmy instytucji czy osoby, która zajmie się zwierzakiem w sposób odpowiedzialny.
Należy pamiętać, że obce gatunki raków występujących w Polsce rozpoznamy po braku dodatkowej linii ząbków znajdujących się na rostrum, czyli nosie raków. Ta linia występuje tylko u raków rodzimych, czyli raka szlachetnego i błotnego. Pozostałe, czyli rak marmurkowy, luizjański, sygnałowy i pręgowaty będą miały gładkie dno. Dodatkowo szczypce są pomarańczowe od spodu i na szczycie oraz się nie domykają.
Jak informują specjaliści, odławianie raka marmurkowego w tym rejonie potrwa przynajmniej kilka miesięcy, a całkowite jego usunięcie jest praktycznie niemożliwe. Zgłoszenia dotyczące przypadków zauważenia raka marmurkowego należy wysyłać do RDOŚ w Lublinie.
RyK (opr. WT/ DySzcz)
Fot. Karolina Ryniak