Już trzeci dzień pod konsulat Republiki Białorusi w Białej Podlaskiej przychodzą obywatele tego państwa, aby solidaryzować się ze swoimi rodakami. Zgromadzeni prezentują zdjęcia brutalnych starć służb z protestującymi, do których doszło w wielu miastach Białorusi.
– Białorusini zaczynają się konsolidować. Rośnie wśród nich solidarność. Tamtejsze władze mają nadzieję, że pokonają tę solidarność, ale już im się nie uda. Gdyby nie było zabitych i rannych, może protestujący daliby już spokój, ale teraz Białorusini tego nie popuszczą – mówi jeden z obywateli Białorusi, protestujący pod konsulatem.
Wśród zebranych jest mieszkaniec Białej Podlaskiej, pan Grzegorz, którego żona pochodzi z Białorusi. – Powinna być jakaś empatia wśród Polaków i innych narodów. Po pierwsze powinno to dotyczyć krajów, po drugie zwykli ludzie powinni się solidaryzować z obywatelami Białorusi – mówi.
Zamieszki i protesty na Białorusi trwają od niedzieli, po tym jak ogłoszono wyniki wyborów prezydenckich. Według oficjalnych danych wygrał je dotychczasowy prezydent Alaksandr Łukaszenka. Wielu mieszkańców Białorusi uważa jednak, że wyniki zostały sfałszowane.
CZYTAJ: Protesty na Białorusi nie ustają
Tysiące Białorusinów wzięło dziś (13.08) udział w protestach w największych miastach kraju. W wielu fabrykach odbyły się strajki. Ludzie domagają się ogłoszenia prawdziwych wyników wyborów prezydenckich i zaprzestania stosowania przemocy przez milicyjny OMON.
W Mińsku protesty rozpoczęły się od ustawienia się w kilku miejscach kobiet w tak zwanych łańcuchach solidarności. Przyniosły one ze sobą białe kwiaty. Potem tysiące ludzi przeszło przez centrum stolicy w kolumnach. Pracownicy stołecznej filharmonii na wolnym powietrzu śpiewali białoruski religijno-patriotyczny hymn „Mahutny Boża”, czyli „Wszechmocny Boże”. Ponad 200 medyków ze szpitala ratunkowego w Mińsku wyszło na protest domagając się, aby milicjanci nie bili demonstrantów i nie dodawali im przez to niepotrzebnej pracy.
Ambasadorzy zachodnich państw akredytowani w Mińsku złożyli kwiaty w pobliżu stacji metra „Puszkinskaja” w miejscu, w którym zginął młody Białorusin podczas starć OMON-u z demonstrantami. Pod wieczór zebrało się tam 7 tysięcy osób.
– W centrum Mińska zamknięte są sklepy i kawiarnie, brak doniesień o zatrzymaniach czy starciach – relacjonują media w czwartek wieczorem. Grupa ludzi z bialo-czerwono-białymi flagami zebrała się koło stacji metra Puszkińska. W różnych częściach Mińska ludzie po prostu stoją na chodnikach. Przejeżdżające auta na znak poparcia trąbią klaksonami. W mediach społecznościowych pojawiło się nagranie pokazujące dziewczęta, które wręczają kwiaty milicjantom, a ci je przyjmują.
Na Białorusi wypuszczono na wolność około tysiąca osób zatrzymanych w trakcie niedawnych demonstracji powyborczych, wśród nich czterech Polaków. W ciągu czterech dni protestu zatrzymano prawie 7 tysięcy ludzi. OMON do rozpędzania demonstracji wykorzystywał granaty hukowe i kule gumowe.
Skala i brutalność zatrzymań odbiły się szerokim echem na Białorusi. W niektórych zakładach pracy rozpoczęły się spontaniczne strajki. Kilka tysięcy pracowników fabryki samochodów ciężarowych w Żodzina pod Mińskiem na spotkaniu z merem, skandując „wypuszczaj”, domagała się uwolnienia zatrzymanych ludzi. W fabryce AGD „Gefest” w Brześciu załoga domagała się dymisji prezydenta Alaksandra Łukaszenki. Wiele zakładów pracy ogłosiło gotowość strajkową. Apele o zaprzestanie przemocy milicji wysunęli demonstrujący w Mińsku, Witebsku i Grodnie lekarze, ale też znani artyści, sportowcy i dziennikarze.
Eksperci twierdzą, że władze najwyraźniej są zaniepokojone skalą protestów. Szef MSW Białorusi Juryj Karajeu zadeklarował, że bierze na siebie odpowiedzialność i przeprasza za obrażenia, których podczas protestów doznali przypadkowi ludzie.
O deeskalację napięć, zaprzestanie używania siły przeciwko obywatelom w trybie natychmiastowym, uwolnienie zatrzymanych uczestników protestów politycznych i zainicjowanie dialogu z narodem zaapelowali do władz Białorusi prezydenci Polski, Litwy, Łotwy i Estonii. – Dzisiaj został opublikowany wspólny apel do władz Białorusi skierowany przez prezydentów Polski, Litwy, Łotwy i Estonii, który z jednej strony wzywa władze państwa białoruskiego do deeskalacji napięcia i zaprzestania używani siły przeciwko obywatelom, po drugie do natychmiastowego uwolnienia zatrzymanych uczestników protestów, po trzecie do zainicjowania natychmiastowego dialogu z narodem białoruskim w formie okrągłego stołu – powiedział szef gabinetu prezydenta Andrzeja Dudy, Krzysztof Szczerski.
Kolejne rozmowy prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie Białorusi będą miały miejsce w najbliższych dniach, w tym w piątek – poinformował Krzysztof Szczerski. Szczerski krytycznie odnosił się także reakcji poszczególnych państw wobec Białorusi. – Świat milczy albo jest obojętny. Większość europejskich stolic w ogóle w tej sprawie nie zabierała głosu – podkreślił. Szef gabinetu prezydenta dodał, że to jednak Białorusini, a nie inne państwa określą przyszłość tego kraju. – Przyszłość Białorusi określą Białorusini. My nie będziemy określać przyszłości Białorusi, bo ona jest w rękach Białorusinów – mówił.
Zdaniem Szczerskiego, obecna reakcja Unii Europejskiej na protesty obywatelskie na Białorusi jest „rozczarowująca”. – Gdzie Europa ma pokazać swoje możliwości, swoją strategiczną autonomię, swoją rolę międzynarodową, jak nie u swoich granic? – pytał prezydencki minister. Pytany o możliwość mediacji, które prowadziłaby Polska, Szczerski odparł, że Polska jest gotowa pomóc w dialogu i wspierać pokojowe rozwiązanie tego konfliktu.
MaT / RL / PAP / IAR
Fot. archiwum