W latach 90. ubiegłego wieku wydawnictwo Marvel uruchomiło linię tytułów zatytułowaną 2099. Prezentowała ona superbohaterskie historie z przyszłości. Kilkadziesiąt lat później Brett Jubinville i Marcin Surma stworzyli Super Naukolegów 2099 (wyd. Wydawnictwo 23). Jak się okazuje, zbieżność dat jest przypadkowa, podobnie jak podejście do materii komiksu. Jubinville i Surma, ukrywający się pod pseudonimem Xulm, postawili na sprawdzony patent i poskładali drużyną naukolegów niczym Alan Moore swoją Ligę Niezwykłych Dżentelmenów. W jej skład weszli: Maria Skłodowska-Curie, Albert Einstein, Nicola Tesla, Tapputi, Karon Darwin, Zygmunt Freud i Winston Churchill. Ci bohaterowie, jak również opisana w komiksie historia, weszli w skład uniwersum serialu animowanego Super Naukoledzy. O co chodzi w tym komiksie? Dwie sprawy. Po pierwsze o podróże w czasie i konflikt natury człowiek-maszyna. Główna bohaterka, Ada Lovelace, śmiga między datami, by powstrzymać mający władcze aspiracje superkomputer Z3. Pomaga jej drużyna zakurzonych herosów nauki. Trochę tu Terminatora, dużo Powrotu do przeszłości, ździebko wspomnianej Ligi Niezwykłych Dżentelmenów. Przede wszystkim jednak – i to jest ta druga sprawa – Super Naukoledzy: 2099 to popis umiejętności Xulma. Jego znakomita kreska idealnie trafia w klimat historii. Surma świetnie sobie radzi na wszystkich płaszczyznach: od kompozycji planszy, poprzez pełne dynamiki, oryginalne rysunki, po takie zdawałoby się błahostki jak krój dymków czy liternictwo. Polska edycja albumu zawiera specjalny areał dodatków. Surma dzieli się w nim kilkoma spostrzeżeniami z czasu prac nad albumem, ale przede wszystkim pokazuje mnóstwo projektów postaci, szkiców, czy gotowych plansz, które znalazły bądź nie znalazły się w albumie. Scenariuszowo ten komiks być może nie do końca wykorzystuje pomysł – większość bohaterów z drużyny, o czym bardzo dobrze wiemy, ma ogromny potencjał, tu potraktowany przez scenarzystę zdawkowo. No ale to przecież fragment uniwersum. Znakomicie narysowany fragment uniwersum.
Do sprzedaży trafił pierwszy tom Zamku zwierzęcego (wyd. Taurus Media), zatytułowany Miss Bengalore. Autorami tego komiksu są scenarzysta Xavier Dorison oraz rysownik Felix Delep. Trop inspiracyjny w przypadku Zamku wiedzie aż do Folwarku zwierzęcego George’a Orwella i jest jego jakby polityczną kontynuacją. Oto zamek, w który rządzą i dzielą zwierzęta. Zamek, z którego człowiek z nie do końca wyjaśnionych przyczyn zniknął, a władzę przejął byk, który wraz z psią milicją trudni się zakamuflowanym wyzyskiem innych, pomniejszych zwierząt. Oraz ochroną. Ochroną przed mitycznymi wilkami, których nikt nigdy właściwie nie widział. Nietrudno się domyślić, że wiodącym tematem albumu będzie walka z tyranią, w dodatku walka siłami najmniejszych: kotki, szczura i królika. Formujący się ruch oporu zakłada walkę bez przelewu krwi, choć warunki są trudne – bo argumenty siły to jedyne, co władza ma do zaoferowania. Zamek zwierzęcy jest tak samo uniwersalny jak Folwark Orwella. Opisuje pewne mechanizmy, o których – choć znane od lat – trzeba wciąż przypominać. Robi to w przystępnej formie. Rysunki są profesjonalne, dynamiczne, a uczynienie główną bohaterką albumu kotki to zabieg, który powinien przyciągnąć do serii wielu miłośników pociesznych sierściuchów. Co prawda można powiedzieć, że to już było, i że może wystarczy już zaprzęgania zwierzaków do brudnych ludzkich spraw, ale to fajny, awanturniczy komiks z odpowiednią nutą dramatyzmu. Polski wydawca zapowiedział już trzy kolejne tomy serialu. Ci, którzy lubią wynajdywać fakty z baśniowej rzeczywistości, które idealnie zgrywają się z tym, czego doświadczamy w dzisiejszej polityce, powinni pochylić się nad tym tytułem.