Sześciu zawodników, siedem medali i tytuł mistrza Polski – drużyna Speed-Ball Lublin wróciła z sukcesami z V Mistrzostw Polski, które odbyły się w Krakowie.
– Dla nas to jest duży sukces, chociaż ten sport w dalszym ciągu jest niszowy – mówi trener oraz dwukrotny mistrz Polski w speed-ballu Mariusz Rzedzicki: – To gra rakietowa, inna od pozostałych. Gramy na korcie, odbijamy piłkę, która jest przymocowana żyłką do statywu. Gra generalnie wywodzi się z tenisa. Na początku była traktowana jako trening szybkości i koordynacji dla tenisistów, ale dość szybko ewoluowała i zostały wymyślone przepisy gry. Rakietki są tu trochę inne. Są z tworzywa sztucznego. Nie ma żadnych naciągów, mają krótszą rączkę i mniejszą średnicę.
– Sam speed-ball został wymyślony w latach 60. w Egipcie, właśnie przez trenerów tenisistów, którzy chcieli wymyślić treningi pod kątem koordynacji – mówi Paweł Szewczyk, wiceprezes Stowarzyszenia Speed-Ball Lublin: – Szybko to ewoluowało do samodzielnej dyscypliny.
– Możemy grać na punkty, mamy grę singlową, gdzie gra dwóch zawodników, deblową, czyli dwie osoby na dwie. Mamy jeszcze typowo drużynową konkurencję, która nazywa się solo-relay, gdzie występują cztery osoby. Musi być dwóch panów, dwie panie i gramy na zmianę. To taka sprawnościowa konkurencja, odbijanie piłki na czas – mówi Mariusz Rzedzicki.
– Zajęłam drugie miejsce – mówi Maja Szewczyk: – Na początku piłka nie sięgała dłużej i to sprawiało mi trudność. Bałam się jedynie, że uderzę kogoś rakietką – dodaje.
– W zespole gram od roku – mówi Krzysztof Kot: – Jest to bardzo fajny sport. Na początku myślałem, że nie trzeba biegać za piłką, potem okazało się, że jest wręcz odwrotnie, trzeba trochę sobie poskakać, zrobić kilka skłonów, żeby odbić piłkę i zrobić szybki return, czyli odbicie. Można się bardzo zmęczyć, ale też frajda przy tej grze jest ogromna.
– Generalnie gra jest dosyć bezpieczna – zaznacza Mariusz Rzedzicki: – Piłka jest przymocowana do statywu 1,5-metrową żyłką i ta żyłka się nie rozciąga. Zachowując bezpieczną odległość, nic nam się tak naprawdę nie dzieje. Ręce na początku bolą, bo w speed-ballu musimy używać obu rąk.
– W speed-balla gram już od dwóch lat – mówi Szymon Gołofit: – Dostałem dwa medale w konkurencjach, kiedy gram sam, i jeden, kiedy jest to gra grupowa. Emocje są bardzo duże, szczególnie w konkurencji jeden na jeden, gdy trzeba biegać za piłką i przewidzieć gdzie ona będzie leciała, żeby dobrze ją odbić tak, by przeciwnik jej nie złapał. Da się to przewidzieć, patrząc po ruchach ręki, ruchach zawodnika.
– W speed-ballu przede wszystkim ćwiczymy szybkość, siłę, koordynację, obycie w przestrzeni – mówi Mariusz Rzedzicki: – Trzeba być skupionym. Jak sama nazwa przetłumaczona na polski wskazuje – „szybka piłka” – ta piłka naprawdę leci szybko, więc trzeba być od początku do końca skoncentrowanym, żeby zdążyć ją odbić.
– Podoba mi się ta adrenalina i poczucie siły, że jestem w stanie odbić coś, czego czasem nikt nie potrafi odbić – mówi Alicja Kot: – Ogólnie myślę, że to jest gra warta polecenia.
Na V Mistrzostwach Polski drużyna Speed-Ball Lublin zdobyła jeden złoty medal, dwa srebrne i cztery brązowe, a także tytuł Mistrza Polski.
InYa (opr. DySzcz)