Ukazał się rarytas dla fanów twórczości Tadeusza Baranowskiego. Dymki z Tintina jak dymek z komina (wyd. kultura gniewu) to zbiór krótkich form komiksowych publikowanych w latach 80. ubiegłego wieku w belgijskim magazynie Tintin. Odnalazł je, zgromadził i przygotował do druku Mirosław Korkus, wielki fan twórczości Baranowskiego. To zbiór opowieści bardziej lub mniej znanych – część z nich znamy z innych albumów mistrza, inne pojawiały się od czasu do czasu na łamach takich magazynów jak Super Boom czy AKT, ale są też rzeczy, które kolekcjonerom dzieł Baranowskiego mogły umknąć. Na kartach zbioru znaleźć możemy słynne crossover wampirów Szlurpa i Burpa z Thorgalem czy też pierwsze przygody profesorka Nerwosolka i Entomologii. Znakomita jest sekcja dodatków, w których zaprezentowano czarno-białe plansze i rysunki z pewnego marynistycznego komiksu.
Powrotem do przeszłości są też Bogowie z gwiazdozbioru Aquariusa (wyd. Egmont Polska) Zbigniewa Kasprzaka. Niegdyś dostępny w zeszytowej edycji, dziś słynny komiks został zebrany w całość i doposażony w kilka innych, znanych staremu wyjadaczowi polskich komiksów. Zresztą album ten zdaje się być pomnikiem wystawionym Zbigniewowi Kasprzakowi – artyście, który zaczynał w Polsce, a następnie przeniósł się na Zachód, by tworzyć chociażby przejęte po Grzegorzu Rosińskim przygody Yansa. Bogowie zbierają rzeczy mistrza z okresu polskiego, zdradzające jego zafascynowanie fantastyką. Poza tytułową opowieścią znalazło się tu miejsce dla takich produkcji wydanych w latach 1982-87, jak Regenerit, Gość z kosmosu czy Hipotezy – Zagłada Atlantydy. Całość wzbogacona jest galerią oraz interesującymi dodatkami. Fani twórczości Zbigniewa Kasprzaka powinni poczuć się jak w domu podczas lektury tego albumu. Warto zaznaczyć, że Bogowie z gwiazdozbioru Aquariusa to dwutysięczny album wydawnictwa Egmont Polska, które w tym roku świętuje 30-lecie działalności.
Przeskoczę teraz do współczesności i dzieł młodych twórców, którzy być może doczekają się zbiorczych antologii swoich dzieł za 30 lat. Na początek Księga demonów (wyd. Amarok Comics) autorstwa Niko, czyli 7-letniego Nikodema Rybarczyka. Nikodem jest synem Norberta Rybarczyka, twórcy komiksów, autora chociażby Duchów Orwaldu, i trzeba przyznać, że w twórczości młodego artysty widać krew prawdziwego komiksiarza. Księga demonów co prawda nie jest komiksem, a bestiariuszem, ale ukazuje totalną świeżość pomysłową i wyobraźnię podkręconą tak mocno, jak tylko dzieciaki potrafią ją podkręcać. Kilkanaście potworów przedstawionych na stronach tego znakomitego bestiariusza to świetnie narysowane monstra, posiadające niezwykłe nazwy i jeszcze bardziej niezwykłe moce. Czytałem Księgę demonów w towarzystwie mojego 10-letniego syna i najbardziej spodobały nam się dwa stwory. Pierwszy to Larvista. Stwora tego można pokonać włączając mu film Dzień niepodległości, a jego mocą jest zjadanie wszystkich pierogów. Drugi to Pajenter, z którym chyba każdy z nas miał do czynienia, bo jest to potwór, który ponad wszystko lubi podkradać frytki. Księga demonów to najlepszy bestiariusz, jaki w życiu czytałem. Warto dodać, że Nikodema, odpowiedzialnego za pomysł, rysunki i tekst, wspierał tata, który między innymi współpracował przy kolorze i nakładał tusz oraz mama, odpowiedzialna za konsultację okulistyczną… przepraszam, okultystyczną.
Dzieci stwórcy to kolejna postapokaliptyczna wizja świata, tym razem w całkiem udanym ujęciu Piotra „Bichucka” Biczyńskiego. Przyznam, że zostałem kupiony przez pierwsze dwie strony, które być może na wyrost, ale intuicyjnie przywiodły mi na myśl futurystyczne, bogate w element obyczajowy produkcje Prosiaka z lat 90. XX wieku. Bichuck opowiadając o walce tych, którzy przeżyli III wojnę światową z mutantami, stosuje precyzyjną kreskę (choć czasami jeszcze rozjeżdżającą się), efektowną dynamikę, całkiem niezłe dialogi, umiejętne kompozycje plansz i znakomite liternictwo. Chcę więcej, a z tego, co wiem, więcej już jest, ponieważ po pierwszym zeszycie zatytułowanym Hieny ukazał się drugi – Podziemna studnia. Będę śledził poczynania tego artysty.
Na deser, absolutnie w ostatniej chwili i z ostatniej chwili krótki komiks Last minute (wyd. Biblioteka Uniwersytecka w Poznaniu, Instytut Kultury Popularnej) Jarka Kozłowskiego, ważny z dwóch powodów. Po pierwsze Jarek Kozłowski jak zwykle mocno rozśmiesza, tym razem wysyłając amerykańskich superbohaterów w polskie okoliczności przyrody. Po drugie, ten zin jest jednym z mnóstwa zinów, które ukazały się w ramach Poznańskiego Festiwalu Sztuki Komiksowej kilka tygodni temu. Więcej o tej inicjatywie już niebawem. A wracając do zina: jeśli chcecie wiedzieć, gdzie w Polsce lubi odpoczywać Thanos, co podczas wypoczynku w Tatrach robił Aquaman oraz co na Giewoncie w wakacje zastał Hellboy – polujcie na Last minute, bo to króciutka forma, ale mistrzowska.