Szczyt zakażeń na przełomie listopada i grudnia przewiduje model epidemiologiczny opracowany przez naukowców Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego (ICM UW).
Badacze opisują przewidywany rozwój epidemii COVID-19 w Polsce, sprawdzając różne scenariusze i efekty, jakie wprowadzają restrykcje administracyjne.
– Z danych wynika, że szczyt zakażeń może nastąpić za kilkanaście dni – mówi doktor Franciszek Rakowski. – Jesteśmy dalej na trendzie wzrostowym, który, gdyby nie obostrzenia wprowadzone 2 dni temu przez rząd, doszedłby do piku trzydziestu kilku tysięcy zakażeń dziennie pod koniec listopada. Mamy nadzieję, że te obostrzenia, które zostały wprowadzone, dadzą wyniki i nie przekroczymy granicy 30 tysięcy zakażonych. Szczyt zachorowań będzie niedługo, powiedzmy za 2 tygodnie. Szczyt hospitalizacji będzie natomiast za jakieś 4 tygodnie, a szczyt zajętych miejsc na oddziałach intensywnej opieki medycznej za około 5 tygodni. To są takie fale przesunięte w czasie – wyjaśnia.
Jak działa ten konkretny model? – To model, który w programie komputerowym ma reprezentację każdego mieszkańca w Polsce, każdego gospodarstwa domowego, szkoły, każdego miejsca spotkań. Prowadząc takie wirtualne życie tych mieszkańców, możemy wprowadzić model infekcyjności wirusa i patrzeć jak on się rozprzestrzenia po społeczeństwie i jakie jest tempo rozrostu epidemii – odpowiada Franciszek Rakowski.
Wykresy przygotowano dla dwóch scenariuszy: wyższej oraz niższej transmisyjności w miejscach publicznych. – Podobnie jak sierpniu przedstawiliśmy 3 warianty tego, co się stanie po otwarciu szkół, zakładając różne poziomy transmisyjności wśród uczniów. Sprawdził się ten najostrzejszy. Teraz przedstawiliśmy dwa poziomy transmisyjności, ale tylko w kontekście spotkań ulicznych, czyli transmisyjność wyższą i niższą. Dziś pokazaliśmy dwa możliwe scenariusze przebiegu – mówi doktor Rakowski.
Co dokładnie według naukowców znaczy sformułowanie „transmisyjność w miejscach publicznych”? – To oznacza wszystkie nasze kontakty uliczne, które odbywamy w sposób przygodny: w sklepach, ulicach, środkach komunikacji miejskiej; ten obszar naszych przygodnych spotkań sąsiedzkich – tłumaczy Franciszek Rakowski.
W scenariuszu przewidującym wyższą transmisyjność w miejscach publicznych mowa jest o 31 tysiącach dziennych zachorowań w szczycie, natomiast przy niższej transmisyjności, ta liczba jest o 5 tysięcy mniejsza i wynosi około 26 tysięcy zakażeń dziennie. Zespół Centrum Modelowania Matematycznego na bieżąco współpracuje z Ministerstwem Zdrowia.
– Ministerstwo Zdrowia opiera się na różnych analizach. Porównuje na przykład, jak działają obostrzenia w innych krajach, konsultuje to z epidemiologami. Nasz model jest im przedkładany, natomiast nie możemy powiedzieć, że decyzje są kierowane naszym modelem. Rząd kieruje się znacznie większą ilością danych – dopowiada doktor.
Jak dodaje doktor Franciszek Rakowski, aby te liczby były jak najmniejsze, należy stosować zasady DDM (dezynfekcja, dystans, maseczki), a także unikać wszelkiego rodzaju mieszania się grup społecznych. – Żyjemy w takich bańkach towarzyskich. Jest nasza rodzina, może dziadkowie i obok kilkanaście osób, które widuje się między sobą. Te linki na zewnątrz, szczególnie przy zdalnej pracy i wyłączonych szkołach, nie istnieją. W momencie, kiedy pojawia się element, który mocno usieciawia nasze kontakty, wirus nagle zaczyna przepływać między naszymi kilkunastoosobowymi bańkami. Nawet przy niskim poziomie zakażalności w strukturze sieciowej okazuje się, że epidemia mocno się rozpędza, bo jest rozsiewana po całym społeczeństwie – dodaje doktor Franciszek Rakowski.
Badacze udostępnili wyniki symulacji swojego modelu na witrynie covid-19icm.edu.pl.
Obok Modelu Epidemiologicznego ICM strona prezentuje również interaktywną mapę pandemii COVID-19. Mapa umożliwia porównywanie danych epidemiologicznych w odniesieniu do wielkości populacji, zasobności krajów, gęstości zaludnienia czy jakości opieki zdrowotnej.
SzyK / WT
Fot. covid-19.icm.edu.pl