Podciął gałąź, na której siedzi. Wandal zniszczył drzewa produkujące życiodajny tlen

pm zwiazkowa 231120 016 2020 11 23 205608

W Lublinie zniszczono drzewa rosnące w rejonie skrzyżowania alei Spółdzielczości Pracy z ulicą Związkową. Nieznany sprawca nawiercił otwory i pozakładał lejki, którymi prawdopodobnie była wlewana szkodliwa substancja. O zdarzeniu mieszkańcy powiadomili straż miejską.

ZOBACZ ZDJĘCIA: Zniszczone drzewa w rejonie skrzyżowania alei Spółdzielczości Pracy z ulicą Związkową, 23.11.2020, fot. Piotr Michalski

– Z mojego puntu widzenia jest to dziwna sprawa. Podczas już prawie trzydziestu lat, kiedy zajmuję się ochroną lubelskiej zieleni, nie spotkałem się z czymś takim, że niszczenie drzew jest w tak widocznym miejscu – mówi Józef Wrona z Biura Miejskiego Architekta Zieleni. – Zazwyczaj jeśli ktoś niszczy drzewa, to robi tak, żeby zamaskować, a nie tak, żeby wszyscy widzieli, bo te lejki są widoczne z daleka. One zostały zdjęte, natomiast pojawiły się nowe. Ktoś musiał poświęcić naprawdę sporo sił i środków, czyli musiał być bardzo zawzięty na te drzewa. Patrząc z boku, to te drzewa nikomu nie przeszkadzają, ani tam żadnego parkingu nie ma w pobliżu. W ostatnim roku nikt nie występował do Biura Miejskiego Architekta Zieleni na przykład o to, żeby wyciąć te drzewa. Były wystąpienia sąsiadów o podcięcie drzew ze względu na zacienianie posesji obok, ale to były dawne czasy – dodaje Józef Wrona.

– Po przeprowadzeniu oględzin w terenie przez pracownika naszego biura, zaobserwowano w pięciu drzewach konstrukcje w postaci zamontowanych lejków wraz z gumowymi kurkami, które prowadziły do pni, a także liczne głęboko nawiercone otwory w pniach – relacjonuje Monika Głazik z biura prasowego w kancelarii prezydenta Miasta Lublin. – Prawdopodobnie za pomocą tych konstrukcji ktoś lał do środka drzew jakieś szkodliwe substancje. W tej sprawie zainterweniowali strażnicy miejscy, natomiast miasto zgłosiło sprawę uszkodzenia drzew na policję. W ten sposób uszkodzonych zostało pięć klonów. Podczas pierwszej wizyty pracownicy Biura Miejskiego Architekta Zieleni stwierdzili w pniach łącznie zamontowanych czternaście lejków, zaś samych nawierconych otworów było o wiele więcej – dodaje Monika Głazik.

– Te klony powoli po prostu stracą  żywotność – mówi Józef Wrona z Biura Miejskiego Architekta Zieleni. – Jeśli jest wlana taka substancja, to niestety żadne leczenie tutaj już nie pomoże. Celowo nie mówię jaka, żeby nikomu nie przyszło do głowy wykorzystać tego co mówię. Przestaną te drzewa z atmosfery pobierać dwutlenek węgla i inne zanieczyszczenia, produkować tlen. Natomiast chcę zapewnić, że póki tylko będę mógł, będę przeciwny wycince nawet tych uschniętych drzew, żeby nie dać satysfakcji temu komuś. Jakiś cel tego działania musiał być. Niech wie, że nie osiągnie tego celu. Te drzewa, chociaż obumarłe, nie będą zagrażać bezpieczeństwu – deklaruje Józef Wrona.

– Uważam, że takie postępowanie jest wysoce naganne i to powinno być z całą stanowczością piętnowane – mówi dr hab. Wojciech Durlak, adiunkt z Zakładu Roślin Ozdobnych i Dendrologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. – Bardzo ważna jest jakość powietrza w miastach, więc każdy taki egzemplarz dużego drzewa jest znacznie cenniejszy niż kilkadziesiąt młodych posadzonych. Żeby zastąpić takie drzewo młodszymi, żeby uzyskać ten sam efekt, jaki daje nam to jedno drzewo, trzeba by posadzić około dwóch tysięcy młodych sadzonek. To nie jest tak, że jedno usuwamy, a w zamian posadzimy pięć, to jest już sprawa rozwiązana. Zupełnie inaczej się żyje właśnie w takich miejscach, gdzie tej zieleni jest znacznie więcej. To jest takie spokojniejsze życie, bardziej bezpieczne. Nawet ze względów społecznych. Były na ten temat prowadzone badania. Tam gdzie jest więcej drzewostanu, gdzie jest ładnie utrzymana zieleń, to i przestępczość jest mniejsza – tłumaczy dr hab. Wojciech Durlak.

– Są miesiące gdzie tego jest więcej, szczególnie jesienią – mówi Józef Wrona. – A to liście spadają na samochody, a to żołędzie spadły i okazuje się w rozmowie jak ktoś dzwoni, że były wielkości dyni. Rzekomo narobiły wielkiej szkody samochodom. Z kolei na wiosnę mieszkańcy nie chcą dopuścić, żeby na drzewach były gniazda. Czasami jest to związane z tym, że ptaki rano śpiewają i budzą kogoś. Natomiast samochody wyjeżdżające to już nie budzą. Wiosną i jesienią po kilkanaście przypadków miesięcznie się zdarza – opowiada Józef Wrona.

Sprawą zajmuje się policja. Za niszczenie drzew grożą bardzo wysokie kary.

LilKa / PrzeG

Fot. Piotr Michalski

Exit mobile version