Do pacjentów chorych na COVID-19 trafią pulsoksymetry – urządzenia, które mierzą poziom natlenienia krwi. Dzięki badaniu, można podjąć szybką decyzję o ewentualnej hospitalizacji chorego. Pacjenci z województwa lubelskiego mają otrzymać około 300 takich urządzeń.
Kiedy pulsoksymetry dostaną mieszkańcy naszego regionu? Czy można je kupić samodzielnie i czy rzeczywiście są skuteczne do monitorowania stanu zdrowia?
Rozpoczęcie dystrybucji pierwszych pulsoksymetrów w Polsce zapowiedział wiceminister zdrowia Waldemar Kraska: – Urządzenie to zwiększa bezpieczeństwo osób, które przebywają w domu, bo będą one mogły sobie badać saturację, czyli poziom nasycenia hemoglobiny krwi tlenem. To dobry wskaźnik, żeby monitorować stan swojego zdrowia. W przypadku jego pogorszenia do ośrodka koordynującego trafia sygnał i następuje szybki transport do szpitala.
– Pacjenci z naszego regionu wkrótce dostaną kilkaset takich urządzeń – potwierdziła dziś (12.11) Radiu Lublin Agnieszka Strzępka, rzecznik wojewody lubelskiego. – W najbliższych dniach do pacjentów z potwierdzonym dodatnim wynikiem na obecność koronawirusa, którzy pozostają w izolacji domowej i przechodzą chorobę łagodnie, trafi około 300 pulsoksymetrów.
– Dostarczy je pacjentom kurier lub listonosz – mówi Justyna Siwek, rzecznik Poczty Polskiej. – Podstawą odbioru takiej przesyłki będzie PIN. Będzie go można podać kurierowi nawet przez zamknięte drzwi. A on pozostawi przesyłkę przed drzwiami.
– Urządzenie nie jest skomplikowane, a samo badanie jest bardzo proste – mówi Radiu Lublin doktor Piotr Paprzycki, specjalista chorób płuc z Instytutu Medycyny Wsi w Lublinie. – Nie jest nawet potrzebna instrukcja obsługi. Jest to klips, który nakłada się na koniec palca i włącza jeden przycisk. Podstawowym wskaźnikiem w pulsoksymetrze jest utlenowanie krwi, mierzone w procentach hemoglobiny utlenowanej. U zdrowego człowieka to jest zasadniczo powyżej 93-94%. W momencie kiedy pacjentowi brakuje tlenu, ta wartość spada. Jeżeli spada do 91-92% to może być „żółte światełko”, ostrzeżenie. A poniżej 90% mamy już zdecydowanie do czynienia z nieprawidłowym utlenowaniem. 80-85% to już są bardzo złe wskaźniki, na podstawie których można podejrzewać, że jest poważny problem oddechowy.
– Zmniejszanie się tego wskaźnika w chorobach takich jak COVID dzieje się najczęściej w momencie wysiłku. Jeżeli pacjent siedzi albo leży, to wynik jest najczęściej prawidłowy. Natomiast każda próba wysiłku spowoduje odtlenowanie krwi – tłumaczy doktor Piotr Paprzycki. – Tak jest na początku, a potem już nawet w spoczynku te wartości są nieprawidłowe.
Jak dodaje Piotr Paprzycki, niełatwo jest to urządzenie zdobyć. – Nawet szpitale mają z nim problem. Do Instytutu Medycyny Wsi zamówiliśmy około 10 sztuk, ale na razie szanse na ich uzyskanie raczej nie ma. Posługujemy się tymi pulsoksymetrami, które mamy u siebie. Są one jednak bardzo obciążone.
Niektóre sklepy medyczne mają takie urządzenia., ale trzeba się nastawić na spory wydatek. Urządzeń można szukać także w aptekach, choć może być z tym problem.
– Zainteresowanie pulsoksymetrami jest duże, ale w tej chwili ich dostawy do aptek są znikome – informuje Tomasz Barszcz, wiceprezes Lubelskiej Izby Aptekarskiej. – Do tej pory urządzenia te nie były stosowane powszechnie. Stąd na rynku jest ich tylko ograniczona liczba. Apteki w tej chwili próbują je zakupić, ale występują braki w zaopatrzeniu.
Urządzenie można też kupić przez Internet, jednak specjaliści ostrzegają, żeby wcześniej dobrze sprawdzić producenta.
Pacjenci, którzy otrzymają pulsoksymetr, mają robić badania co około trzy godziny. Wyniki będą przesyłane do centrali i sprawdzane przez medyków. Jeśli będą alarmujące, do chorego przyjedzie karetka pogotowia i zawiezie go do szpitala.
TSpi / opr. ToMa
Fot. pixabay.com