Raffington Event to postać, którą fani twórczości Andreasa mogą kojarzyć dość dobrze. Prywatny detektyw parający się wyłącznie dziwnymi sprawami wystąpił już na kartach komiksów niemieckiego artysty. Był to drugoplanowy epizod na łamach magicznej serii Rork. Samodzielny album poświęcony jego postaci to zestaw kilku krótkich historii, eksplorujących ulubione tematy Andreasa, schlebiających jego metafizycznym zainteresowaniom, ale również podporządkowujących się rygorowi gatunku detektywistycznego. Raffington bada sprawę zaginięcia najniebezpieczniejszej księgi na świecie, poszukuje nietypowo zaginionych ludzi. Andreas w swoich scenariuszach często nie dopowiada, nie kończy, pozwala czytelnikowi puścić wodzy fantazji. Nie brak w tych krótkich formach odniesień do architektury czy snów, a komiksy poświęcone tym zagadnieniom to jedne z najlepszych historii w zbiorku. Forma tego albumu zapewnia oddech od dłuższych, rozciągniętych na wiele albumów fabuł pokroju Rorka czy Koziorożca, a jednocześnie poprzez swoją kompletność jest w pełni satysfakcjonująca. Andreas, spętany ograniczoną objętością, nie ma jak wskoczyć w abstrakcyjno-surrealistyczne rejony i namotać w tych historiach zbyt dużo. To proste historie opowiedziane w niebanalny sposób i narysowane z dbałością o detal. Po wielu perturbacjach wydawniczych i długim czasie spędzonym w zapowiedziowej poczekalni Raffingtona Eventa (wyd. Kurc) można wreszcie postawić na andreasowej półce tuż obok Rorka.
Pierwszy Śpioch (wyd. Egmont Polska) okazał się tak ogromnym sukcesem, że Ed Brubaker i Sean Phillips stworzyli część drugą, która pierwszej nie odstaje, choć jest bardziej zawężona tematycznie. Tom inaugurujący cykl, który omawiałem w Halo komiks kilka tygodni temu, był bardziej wielowątkowy. Drugi skupia się właściwie na jednej sprawie: próbie odzyskania wolności przez szpiega uwikłanego w infiltracyjną łamigłówkę. Rozdarty między dyrektywami byłego a obecnego szefa agent Holden Carver zaczyna gubić się niemal w każdym aspekcie swojego życia. Brubaker to zagubienie pokazuje dość sugestywnie. Czy Carver pracował dla dobrych? Czy w ogóle istnieją ci mityczni dobrzy hen, gdzieś tam na szczytach elokwentnych i efektownych szpiegowskich potyczek? Ciężko powiedzieć. Mimo sporego licznika nie udało mi się jeszcze nigdy spotkać jakiegoś agenta specjalnego, który wciągnąłby mnie w wir szalonej przygody. Nigdy też nie słyszałem, żeby coś takiego spotkało moich znajomych. A zatem trzeba tę historię Brubakera traktować jako przenośnię. Jako opowieść o tym, że wszystkie wybory w naszej słusznej drodze wzwyż powodują, że granica między dobrem a złem się zaciera. Bardzo ciekawym aspektem Śpiocha, absolutnie niezależnym od intencji jego autorów, jest możliwość odczytywania tego komiksu w kontekście innych publikowanych obecnie na rynku. Podczas lektury kilkukrotnie wyłapywałem jakieś odniesienia – a to do serii Resident Alien, a to do nastrojowych Dni, których nie znamy. To same świeżynki, dostępne u nas od niedawna. A proszę pomyśleć ile inspiracji ze światowej popkultury Brubaker i Phillips zaprzęgli do tego tomu… Lektura obu tomów Śpiocha to naprawdę bardzo pozytywne przeżycie. Sądzę, że jest to jeden z najciekawszych albumów w historii współpracy Eda Brubakera z Seanem Phillipsem.