Rozpoczął się Adwent, a wraz z nim przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. W zwykłej, niepandemicznej rzeczywistości to radosny czas oczekiwania, ale w tym roku to okres trudny dla wielu osób.
Z powodu epidemii koronawirusa wiele osób zrezygnowało z wyjazdów i spotkań z dalszymi krewnymi. Boże Narodzenie lublinianie spędzą w domowym zaciszu, wśród najbliższej rodziny.
– Będziemy w bardzo ograniczonym gronie, najprawdopodobniej tylko z mężem – mówi jedna z mieszkanek Lublina. – Mamy w rodzinie teściową, kobietę już wiekową, i nie chcemy jej narażać. Oboje pracujemy, więc wychodzimy, obracamy się w różnym środowisku i korzystamy z komunikacji miejskiej. Nikt nie wie, kiedy to paskudztwo może się pojawić.
– Ja na pewno wyjadę do najbliższej rodziny, dlatego że epidemia zabrała mi męża – dodaje kolejna mieszkanka.
– Są to wyjątkowe święta w życiorysach prawie wszystkich – mówi prof. Włodzimierz Piątkowski z Zakładu Socjologii Medycyny Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. – To pierwsze święta, gdzie nakłada się tradycja bycia razem – bo to chyba najbardziej rodzinne i emocjonalnie ciepłe święta – z obostrzeniami, które narzuca nam pandemia koronawirusa. Wiemy, że te obostrzenia są przeciwne zrzeszaniu się, kontaktom, relacjom itd. Zderzają się więc dwie absolutnie sprzeczne tendencje, co wprowadza ludzi w konfuzję i stres.
– W tym trudnym czasie pojawiają się problemy i odbywamy rozmowy na temat przyszłości – mówi Adam Mołdoch, zastępca dyrektora Centrum Interwencji Kryzysowej w Lublinie. – Okres świąteczny także się w nich pojawia, jednak ludzie bardziej skupiają się na problemach związanych z niepewnością dnia jutrzejszego i ewentualną utratą zatrudnienia. Podczas takich rozmów ludzie skarżą się, że nie wiedzą, czy zobaczą bliskie osoby w okresie świątecznym i czy będą mogły zamienić z nimi choć kilka słów. Ta ostatnia kwestia dotyka przede wszystkim osoby starsze, które wyjątkowo potrzebują kontaktu z drugą osobą, a szczególnie ze swoimi bliskimi: dziećmi i wnukami.
– Kiedyś w Boże Narodzenie było u nas 30-40 osób – wspomina jeden z mieszkańców Lublina. – Wracaliśmy z pasterki i do godziny 7.00 albo 8.00 trwała impreza. W tym roku będę chyba sam. Cała rodzina jest za granicą i nie przyjedzie na święta.
– Bronię swojej rodziny – mówi inny mieszkaniec. – W domu jest 5 osób i tyle wystarczy. Reszta jest daleko i utrzymujemy kontakt telefoniczny.
– Prawdopodobnie powtórzy się scenariusz z Wielkanocy – mówi prof. Włodzimierz Piątkowski. – Myślę, że święta Bożego Narodzenia mają jednak troszeczkę inną symbolikę i kontekst. To święta, na które ludzie byli gotowi przylatywać ze Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii, by być z bliskimi. Wydaje mi się, że są bardziej społeczne w swoim rytuale. Musimy jednak zdawać sobie sprawę, że będzie trzeba podejmować decyzje kompromisowe, to jest wyważyć racje zagrożeń i racje tradycji.
– U nas będzie tylko najbliższa rodzina – mówi jedna z lublinianek. – Nie zapraszamy nikogo ani nigdzie nie wychodzimy, bo wokół nas wszyscy są chorzy. Tylko my się jakoś utrzymujemy. Na Wigilii będzie nas siedmioro: nas troje i czworo dzieci. Tyle wystarczy.
– Ten wirus jest wirusem bardzo zakaźnym – mówi prof. dr hab. n. med. Małgorzata Polz-Dacewicz, kierownik Zakładu Wirusologii z Laboratorium SARS Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. – Ma dużą łatwość przenoszenia się, a bliskie kontakty zmniejszają odległość, jaką wirus musi pokonać. Przez to łatwiej dochodzi do zakażeń. Teraz, w okresie zimowym, większość czasu spędzamy w pomieszczeniach zamkniętych, a w niezbyt dużym pomieszczeniu zamkniętym, gdzie zgromadzi się więcej osób, wirus bardzo łatwo się rozprzestrzenia. Musimy o tym pamiętać i przestrzegać zaleceń.
Zgodnie z rządowymi obostrzeniami podczas bożonarodzeniowych spotkań oprócz rodziny współzamieszkującej może pojawić się dodatkowe 5 osób.
Centrum Interwencji Kryzysowej w Lublinie prowadzi całodobowy Telefon Zaufania, pod którym można uzyskać bezpłatną pomoc psychologiczną, terapeutyczną i prawną. Numer telefonu to: 733 588 900.
MaK/WM
Fot. pixabay.com