Trwa sezon grzewczy. To czas, gdy wzrasta ryzyko zatrucia tlenkiem węgla. Szczególnie w przypadku źle eksploatowanych lub uszkodzonych urządzeń grzewczych i braku prawidłowej wentylacji pomieszczeń. Czad to cichy zabójca. Bezbarwny, bezwonny i silnie trujący.
– Jedynym urządzeniem, które w porę może nas zaalarmować jest czujnik tlenku węgla – mówi rzecznik prasowy lubelskiego komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej, starszy aspirant Tomasz Stachyra. – Taka czujka za kilkadziesiąt zł jest w stanie uratować nam zdrowie, a na pewno też i życie. Mamy już w tym względzie pierwsze doświadczenia. Wyjeżdżając do pożarów czy też do – jak się okazywało później – zatruć tlenkiem węgla, to właśnie tego typu urządzenia w porę sygnalizowały niebezpieczeństwo. Dźwiękowo i świetlnie sygnalizowały obecność tego gazu i osoby, które miały takie urządzenia, mogły ewakuować się szybko z pomieszczenia bądź też z mieszkania lub w porę ostrzegały innych mieszkańców bloku o zagrożeniu.
– W wielu polskich domach są piecyki gazowe. Stanowią one zagrożenie nie tylko z powodu możliwości ulatniania się z nich gazu – Jarosław Szumada, który przeżył podtruwanie tlenkiem węgla. – W moim przypadku wyglądało to w ten sposób, że brałem poranny prysznic przed wyjściem do pracy i w pewnym momencie poczułem się dosyć nieswojo. Zastanawiałem się, co może się dziać. Przychodziły mi do głowy wszelkie pomysły: począwszy od przedwczorajszej pizzy, którą zjadłem na zimno na śniadanie, po napady astmy. Ale wszystko powoli wykluczałem, a nie widziałem, że dosłownie przed nosem pracuje piecyk, który okazał się być awaryjny.
– Warto systematycznie sprawdzać szczelność oraz wykonywać przeglądy techniczne przewodów kominowych – podkreśla Stachyra. – Poza tym powinniśmy użytkować tylko sprawne technicznie urządzenia i przede wszystkim używać ich zgodnie z instrukcją producenta. Nie wolno zasłaniać ani przykrywać urządzeń grzewczych. Nie wolno zaklejać i zasłaniać kratek wentylacyjnych. Zdarzało się, że strażacy po przyjeździe na miejsce zdarzenia zauważali sytuacje, gdzie drzwi od łazienki, w której był piecyk gazowy, miały zaklejone kratki wentylacyjne, wprowadzające świeże powietrze do takiego pomieszczenia.
– Raz do roku musi zostać zrobiony przegląd szczelności instalacji gazowej – dodaje Piotr Szacmajer, zastępca prezesa do spraw technicznych zarządu Spółdzielni Pracy Kominiarzy w Lublinie. – Jeżeli nie czyścimy regularnie i nie przeglądamy przewodów dymowych, z powodu zaniedbań może dojść do zapłonu sadzy i pożaru oraz zaczadzeń. Najczęściej następuje to jesienią albo zimą. Z powodu oszczędności na ogrzewaniu zamyka się mieszkanie, żeby ciepło nie uciekało przez okna. Tymczasem urządzenia gazowe czy węglowe nie działają prawidłowo bez dostępu odpowiedniej ilości powietrza.
– W moim przypadku zatrucie zostało spowodowane cofnięciem się spalin z komina do łazienki, w której się znajdowałem – kontynuuje Jarosław Szumada. – Ekspozycja na tlenek węgla, czyli czad była dosyć rozłożona w czasie przy małych dawkach, dlatego mogłem spędzić troszeczkę więcej czasu w łazience, dosłownie się czadząc. Objawami podtrucia są zawroty głowy, pocenie się. Niestety przy takiej sytuacji, w jakiej się znalazłem, czad powoli dosłownie wyłączał mój mózg i z czasem myślenie o tym, co się dzieje, było coraz trudniejsze.
– Jeżeli wystąpią takie sytuacje, że będziemy mieli bóle i zawroty głowy, duszności czy też senność, powinien to być sygnał, że mamy do czynienia prawdopodobnie z trującym tlenkiem węgla. Wtedy natychmiast powinniśmy przewietrzyć pomieszczenie i jak najszybciej wezwać służby ratownicze – pogotowie i straż pożarną – korzystając z numeru 112 bądź też dzwoniąc bezpośrednio do straży pożarnej na numer 998 – apeluje Tomasz Stachyra.
W tym sezonie grzewczym, począwszy od października, czadem w województwie lubelskim podtruły się 3 osoby. W Polsce w ubiegłym roku było 37 ofiar tlenku węgla, a 1437 osób zostało podtrutych.
EwKa / GRa
Fot. KWP Lublin / archiwum