Czujniki i przeglądy techniczne, czyli jak zabezpieczyć się przed „cichym zabójcą”

68 162754 2020 10 22 174514 750x375 2020 12 08 185109

Trwa sezon grzewczy. To czas, gdy wzrasta ryzyko zatrucia tlenkiem węgla. Szczególnie w przypadku źle eksploatowanych lub uszkodzonych urządzeń grzewczych i braku prawidłowej wentylacji pomieszczeń. Czad to cichy zabójca. Bezbarwny, bezwonny i silnie trujący.

 Jedynym urządzeniem, które w porę może nas zaalarmować jest czujnik tlenku węgla – mówi rzecznik prasowy lubelskiego komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej, starszy aspirant Tomasz Stachyra. – Taka czujka za kilkadziesiąt zł jest w stanie uratować nam zdrowie, a na pewno też i życie. Mamy już w tym względzie pierwsze doświadczenia. Wyjeżdżając do pożarów czy też do – jak się okazywało później – zatruć tlenkiem węgla, to właśnie tego typu urządzenia w porę sygnalizowały niebezpieczeństwo. Dźwiękowo i świetlnie sygnalizowały obecność tego gazu i osoby, które miały takie urządzenia, mogły ewakuować się szybko z pomieszczenia bądź też z mieszkania lub w porę ostrzegały innych mieszkańców bloku o zagrożeniu. 

– W wielu polskich domach są piecyki gazowe. Stanowią one zagrożenie nie tylko z powodu możliwości ulatniania się z nich gazu – Jarosław Szumada, który przeżył podtruwanie tlenkiem węgla. – W moim przypadku wyglądało to w ten sposób, że brałem poranny prysznic przed wyjściem do pracy i w pewnym momencie poczułem się dosyć nieswojo. Zastanawiałem się, co może się dziać. Przychodziły mi do głowy wszelkie pomysły: począwszy od przedwczorajszej pizzy, którą zjadłem na zimno na śniadanie, po napady astmy. Ale wszystko powoli wykluczałem, a nie widziałem, że dosłownie przed nosem pracuje piecyk, który okazał się być awaryjny.

– Warto systematycznie sprawdzać szczelność oraz wykonywać przeglądy techniczne przewodów kominowych – podkreśla Stachyra. – Poza tym powinniśmy użytkować tylko sprawne technicznie urządzenia i przede wszystkim używać ich zgodnie z instrukcją producenta. Nie wolno zasłaniać ani przykrywać urządzeń grzewczych. Nie wolno zaklejać i zasłaniać kratek wentylacyjnych. Zdarzało się, że strażacy po przyjeździe na miejsce zdarzenia zauważali sytuacje, gdzie drzwi od łazienki, w której był piecyk gazowy, miały zaklejone kratki wentylacyjne, wprowadzające świeże powietrze do takiego pomieszczenia. 

– Raz do roku musi zostać zrobiony przegląd szczelności instalacji gazowej – dodaje Piotr Szacmajer, zastępca prezesa do spraw technicznych zarządu Spółdzielni Pracy Kominiarzy w Lublinie. – Jeżeli nie czyścimy regularnie i nie przeglądamy przewodów dymowych, z powodu zaniedbań może dojść do zapłonu sadzy i pożaru oraz zaczadzeń. Najczęściej następuje to jesienią albo zimą. Z powodu oszczędności na ogrzewaniu zamyka się mieszkanie, żeby ciepło nie uciekało przez okna. Tymczasem urządzenia gazowe czy węglowe nie działają prawidłowo bez dostępu odpowiedniej ilości powietrza.

– W moim przypadku zatrucie zostało spowodowane cofnięciem się spalin z komina do łazienki, w  której się znajdowałem – kontynuuje Jarosław Szumada. – Ekspozycja na tlenek węgla, czyli czad była dosyć rozłożona w czasie przy małych dawkach, dlatego mogłem spędzić troszeczkę więcej czasu w łazience, dosłownie się czadząc. Objawami podtrucia są zawroty głowy, pocenie się. Niestety przy takiej sytuacji, w jakiej się znalazłem, czad powoli dosłownie wyłączał mój mózg i z czasem myślenie o tym, co się dzieje, było coraz trudniejsze.

– Jeżeli wystąpią takie sytuacje, że będziemy mieli bóle i zawroty głowy, duszności czy też senność, powinien to być sygnał, że mamy do czynienia prawdopodobnie z trującym tlenkiem węgla. Wtedy natychmiast powinniśmy przewietrzyć pomieszczenie i jak najszybciej wezwać służby ratownicze – pogotowie i straż pożarną – korzystając z numeru 112 bądź też dzwoniąc bezpośrednio do straży pożarnej na numer 998 – apeluje Tomasz Stachyra.

W tym sezonie grzewczym, począwszy od października, czadem w województwie lubelskim podtruły się 3 osoby. W Polsce w ubiegłym roku było 37 ofiar tlenku węgla, a 1437 osób zostało podtrutych.

EwKa / GRa

Fot. KWP Lublin / archiwum

Exit mobile version