O nieprawidłowościach i braku poszanowania praw rodzących pacjentek w puławskim szpitalu specjalistycznym informuje na Facebooku Fundacja Rodzić po Ludzku. Zdaniem tej organizacji między innymi dokonywane są tam cięcia cesarskie mimo braku wskazań medycznych, a dzieci izolowane są od matek.
– Nie zgadzamy się z taką opinią. Wszelkie procedury są zachowywane, a fundacja powinna napisać także jakiego rodzaju pacjentki przyjmujemy – mówi w rozmowie z Radiem Lublin dyrektor szpitala Piotr Rybak. – Jesteśmy szpitalem, w którym można rodzić normalnie i rodzą kobiety tzw. czyste. Natomiast jesteśmy również szpitalem, który ma obowiązek przyjmować porody z całego województwa pacjentek zakażonych. Inną procedurę mamy dla pacjentek, które rodzą, a rodzi się tych dzieci czystych z dość dużego terenu powyżej 70. Natomiast rodzi się kilkanaście lub kilkadziesiąt dzieci pacjentek zakażonych, które przebywają w pawilonie A. Ta informacja, która jest pokazana, jest pewnego rodzaju pomieszaniem jednych i drugich. Nie możemy pozwolić, aby dziecko zostało z matką, jeżeli dziecko nie jest zakażone, a matka zakażona. Wtedy dziecko jest przewożone na neonatologię, do pawilonu B, a matka zostaje na części zakażonej w pawilonie A – dodaje dyrektor Rybak.
– Wybrałam ten szpital świadomie pomimo, że były niepokojące sygnały, dotyczące tego, co się tam dzieje – mówi Aleksandra Lis. – Były one jednak bardziej związane z pandemią i koronawirusem. To działo się w każdym szpitalu, więc jednak zdecydowałam się. Trafiłam w takie „okienko” pandemii. Były porody rodzinne. Nam się udało z mężem, więc nie mam żadnych zastrzeżeń do szpitala. Rodziłam rodzinnie, miałam super położną, lekarze wspaniale się nami zajęli. Jedyne co nas spotkało to fakt, że wyszłam wcześniej niż dziecko. Wyjaśniano mi jednak, że to dlatego, że na oddziale było wtedy bardzo dużo porodów, a kładziono nas do sal pojedynczo. Nawet wtedy, gdy były to sale dwu- albo kilkuosobowe. Chodziło o ograniczenie kontaktów pomiędzy pacjentkami. Szpital był więc pełny. Rodziłam pierwszego lipca. Stwierdziłam, że wyjdę. Miałam tę perspektywę, że dziecko zostanie tylko na jedną dobę – relacjonuje pacjentka.
– Był faktycznie taki przykład, że kobieta rodząc już, przewieziona z innego szpitala, nie dojechała na blok operacyjny – przyznaje Piotr Rybak. – Dzisiaj informacje od konsultantów wojewódzkich są takie, że jeżeli pacjentka jest „dodatnia”, to dla bezpieczeństwa dziecka musi być wykonane cesarskie cięcie, chyba że w drodze urodzi naturalnie. Mieliśmy pacjentkę, która o trzeciej w nocy urodziła u nas naturalnie na szpitalnym oddziale ratunkowym. Dziecko zostało przewiezione na neonatologię, jak zwykle, do pawilonu B, a matka została w oddziale zakaźnym. Z samego rana, o ósmej, dostaliśmy informację od prawnika, że ona na nic się nie zgadza. Pyta, dlaczego odebrano dziecko? Nie zgadza się, żeby zostać, nie zgadza się na szczepienie dziecka. Tylko jeżeli trafiła pod naszą opiekę, to my odpowiadamy za nią. My odpowiadamy za dziecko i za matkę. Jeżeli się nie zgadzała, mogła wrócić do domu. Jeżeli jednak przewieziono ją do nas, to my ponosimy pełną odpowiedzialność. W ciągu 48 godzin matka tak naprawdę wyszła z dzieckiem. I wszystko było w porządku. Oczywiście wcześniej zawiadomiła ministerstwo – dodaje dyrektor szpitala w Puławach.
– Departament Nadzoru i Kontroli w Ministerstwie Zdrowia, po interwencji ze strony Fundacji Rodzić po Ludzku, zwrócił się do nas z prośbą o zbadanie tej sprawy i ustalenie, czy w zakresie świadczenia opieki ginekologiczno – położniczej może dochodzić w puławskim szpitalu do jakichś nieprawidłowości – mówi rzecznik prasowy starosty puławskiego Kamil Lewandowski. – W toku prowadzonych czynności przyjęliśmy wyjaśnienia od dyrektora szpitala. Zarzuty sformułowane przez fundację nie znajdują odzwierciedlenia w treści tych wyjaśnień. Obecnie o treści naszych ustaleń informujemy Ministerstwo Zdrowia. Sprawę będziemy oczywiście dalej szczegółowo monitorować i czekamy na kolejny ruch ze strony ministra – dodaje rzecznik Lewandowski.
– Czytałam tę opinię fundacji – mówi Aleksandra Lis. – Jest ona na pewno ostra. Wydaje mi się, że skoro zajęła się tą sprawą, to musiało wydarzyć się coś na tyle trudnego, że podjęła interwencję. Do fundacji trafiają przecież setki zgłoszeń. Oboje z mężem mieliśmy robiony test, nie mieliśmy COVID-u, więc nas te obostrzenia nie dotknęły. Teraz one są jeszcze bardziej restrykcyjne niż wcześniej. Do tego szpital musi się dostosować – dodaje.
– Mimo trudnych warunków, trudnych sytuacji i naszej trudnej pracy, dostajemy jeszcze tego typu skargi i później jest pewnego rodzaju niezrozumienie – żali się dyrektor Piotr Rybak. – Dostajemy też sporo informacji, że kobiety w różnych częściach województwa boją się miesiąc przed porodem, że po przyjeździe do szpitala okażą się „dodatnie” i wtedy zostaną przewiezione do Puław, a tu z pewnością będą miały cięcie. Żeby uspokoić tę sytuację, uruchomiliśmy już trzy tygodnie temu program. Kobieta ma prawo zgłosić się do nas na tydzień przed terminem porodu, żeby zrobić sobie wymaz i sprawdzić, czy jest „dodatnia” czy „ujemna”. Mamy procedurę, która opisuje jak powinna się zachowywać w każdym z tych przypadków. Wtedy nie musi się stresować z miesięcznym wyprzedzeniem – dodaje Piotr Rybak.
Dziś kilkakrotnie próbowaliśmy skontaktować się z Fundacją Rodzić po Ludzku. Za każdym razem nikt nie odbierał telefonu.
ŁugG / PrzeG
Fot. pixabay.com / Fundacja Rodzić po Ludzku FB