Charytatywne Stowarzyszenie Niesienia Pomocy Chorym „Misericordia” w Lublinie działa już od 30 lat. Dziś (21.01) skromnie świętowało urodziny.
W styczniu 1991 roku personel medyczny Szpitala Neuropsychiatrycznego w Lublinie i grupa wolontariuszy założyli stowarzyszenie, które miało pomagać osobom z zaburzeniami psychicznymi. Pomysłodawcą był ksiądz Tadeusz Pajurek. – Zorientowałem się, że jest 1 200 pacjentów, 20 oddziałów w tym większość dla osób z zaburzeniami psychicznymi, a nie ma żadnego miejsca modlitwy. Powstał pomysł, aby postawić tu kaplicę. Ale kiedy rozmawiałem z psychiatrami, powiedzieli, że owszem kaplica jest bardzo potrzebna, ale trzeba stworzyć ośrodek rehabilitacji dla osób z zaburzeniami psychicznymi – mówi Tadeusz Pajurek.
ZOBACZ ZDJĘCIA: Obchody 30-lecia istnienia Charytatywnego Stowarzyszenia Niesienia Pomocy Chorym Misericordia
– Tu jest taka naprawdę domowa atmosfera – stwierdza Monika Franczak, terapeutka w pracowni ceramicznej w środowiskowym ośrodku samopomocy. – Domownicy, jak tutaj pracują, od razu widzą efekt. Widać, że im się tu podoba, daje im to radość. Osoby, które mówiły, że same nie potrafią zrobić danej rzeczy, bo brakuje im zupełnie sprawności manualnej, po 2-3 latach same wykonują niektóre rzeczy. To naprawdę daje wielką radość i satysfakcje – dopowiada.
– Nigdy bym się nie spodziewała, że ja właśnie z gliny potrafię takie rzeczy robić – mówi Dorota, uczestniczka „Misericordii” od 4 lat.
CZYTAJ: 30-lecie istnienia stowarzyszenia Misericordia: warsztaty w Środowiskowym Domu Samopomocy
– Dzisiaj w naszych domach przebywa 75 osób – informuje ks. Tadeusz Pajurek. – Te osoby po wyjściu ze szpitala miały jakąś rehabilitację, dlatego też ten pomysł tutaj zaowocował. Po pewnym czasie mówią, że my lepimy aniołki z gliny, malujemy, ale to za mało. Dlatego stworzyliśmy potem warsztaty terapii zajęciowej, gdzie już uczyli się pracy. Prawdziwa stolarnia, szwalnia i tak dalej. Gotujemy także 360 obiadów dziennie, rozwozimy do różnych miejsc w Lublinie – dopowiada.
– Jestem jedną z pierwszych pracownic w środowiskowym domu. Dzięki temu znam wszystkich naszych domowników i ich rodzinę – mówi Maria Kulig, terapeuta zajęciowy w pracowni kulinarnej. – Wiele się mówi o chorobach psychicznych, traktuje się je jako choroby społeczeństwa żyjącego w ciągłym biegu. Są wśród nich depresje różnego rodzaju. Dzięki temu, że są takie ośrodki, to przynajmniej ludzie ci mogą gdzieś wyjść, pobyć wśród osób, które chorują i cierpią podobnie jak oni. Mają swój czas zagospodarowany. Kiedyś wstawali, budzili się, palili papierosa i zalegali w łóżku cały dzień. Natomiast teraz mają miejsce, gdzie mogą przychodzić – tłumaczy.
– Osoby często same chcą odejść od rodziny, u nas zamieszkać, bo warunki socjalne, mieszkaniowe nieraz w rodzinach są trudne – wyjaśnia Tadeusz Pajurek. – Często jest w nich na przykład kilkoro dzieci i nie zawsze jest możliwość, żeby osoba z zaburzeniami psychicznymi miała własny pokój, własne życie. A tu może mieć pokój, mieszkanie, pracę, odpoczynek. To jest prawdziwa rodzina. Dlatego ten budynek, gdzie teraz jesteśmy, nazwaliśmy Środowiskowym Domem Samopomocy. I ten wyraz „dom” jest tu kluczowy – dodaje.
Każdego dnia z pomocy Stowarzyszenia „Misericordia” korzysta około 200 osób.
TSpi / WT
Fot. Iwona Burdzanowska