Duże opady śniegu to duża radość dla dzieci. W końcu można wyciągnąć sanki, jabłuszka i zjeżdżać z górek. Zabawa ta jednak nie zawsze jest bezpieczna.
– Musimy przede wszystkim mieć świadomość, jakie są zagrożenia w saneczkarstwie – mówi instruktor narciarstwa Kacper Glegoła. – To jest oczywiście zabawa, ale bardzo łatwo o wypadek. Możemy powiedzieć dziecku, że gdy widzi zbliżającą się przeszkodę, z którą nie może uniknąć zderzenia, żeby próbowało przewrócić się na bok, wyhamować swoim ciałem lub zeskoczyć z sanek. Wtedy w przeszkodę uderzą już puste sanki. W ten sposób możemy uratować zdrowie – dodaje Kacper Glegoła.
– Apelujemy o rozsądek, o dbałość o bezpieczeństwo nie tylko własne, ale też innych osób – mówi komisarz Kamil Gołębiowski, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Lublinie. – Chodzi przede wszystkim o dzieci, które często podczas zabawy na sankach zapominają o zasadach bezpieczeństwa. I tu jest rola rodziców, którzy powinni zadbać o właściwe przygotowanie dzieci do zabawy na świeżym powietrzu, o wybieranie miejsc bezpiecznych dla dzieci. Pamiętajmy o tym, że dziecko zjeżdżające na sankach może wyjechać poza ustalony tor, może zjechać na jezdnię, więc naprawdę należy przykładać dużą dbałość do wyboru górek, na których dzieci będą się bawić. Żeby nie skończyło się to w sposób tragiczny – przestrzega policjant.
– Trzeba oczywiście wziąć poprawkę na te wszystkie przeszkody, które występują dookoła tych górek na naszych osiedlach – mówi Kacper Glegoła. – Projektanci tych alejek, terenów zielonych przeważnie nie biorą poprawki na to, gdzie stoi lampa czy ławka, a jednak jest tego bardzo dużo – dodaje.
– Tu rodzic powinien zwrócić uwagę – mówi mieszkanka Lublina. – Byłam z wnukami na górce w wąwozie. Tam było bardzo dużo dzieci w weekend. Jest tam dużo drzew, słupy, ławki. Rodzice bardzo muszą tam uważać, no i zjeżdżający też, żeby jeden na drugiego nie wpadł – dodaje.
– Staram się być przy niej cały czas, żeby była bezpieczna – zapewnia jeden z ojców. – Każda górka jest bezpieczna, jeśli sami dbamy o bezpieczeństwo dziecka – ocenia.
– Polecałbym też używanie kasków do uprawiania saneczkarstwa – mówi Kacper Glegoła. – To nie jest droga sprawa, nawet jeżeli ktoś nie jeździ na nartach. Taki kask można kupić w każdym sklepie sportowym. To nie są duże pieniądze. Ten kask może nas też uchronić przed zderzeniem z innym saneczkarzem, czy nawet przed uderzeniem głową w twardy śnieg, kiedy dziecko spadnie z sanek. Wtedy ten kask zmienia wszystko – dodaje instruktor narciarstwa.
ZOBACZ ZDJĘCIA: W regionie spadł śnieg. Dzieci są zachwycone
– Jednocześnie przypominamy, że jeżdżenie na sankach za pojazdem, przyczepianie sanek do pojazdu, czyli tzw. kulig, jest rzeczą bardzo niebezpieczną, a także zabronioną przepisami prawa. Pamiętajmy o tym, że osoby jadące na sankach za pojazdem nie mają praktycznie żadnych możliwości manewrowania. Nie mogą kierować torem jazdy. Gdy pojazd z jakichś powodów zahamuje, sanki jadą dalej. Może to powodować niebezpieczne sytuacje, które zagrażają życiu i zdrowiu – przestrzega komisarz Kamil Gołębiowski.
Za prowadzenie samochodu ciągnącego inne osoby na sankach może grozić mandat w wysokości do 500 złotych oraz punkty karne. Jednakże jeśli dojdzie do wypadku i ktoś z uczestników zabawy zostanie pokrzywdzony, kierowca zostanie pociągnięty do odpowiedzialności karnej.
InYa / PrzeG
Fot. Krzysztof Radzki