Zmarł Henryk Chmielewski, znany wszystkim jako Papcio Chmiel. Był żołnierzem Armii Krajowej o pseudonimie Jupiter. Stworzona przez niego seria „Tytus, Romek i A’Tomek” to najdłużej ukazująca się polska seria komiksowa. Przygody dwóch harcerzy uczłowieczających człekokształtną małpę zadebiutowały 22 października 1957 roku na łamach czasopisma „Świat Młodych”.
– Papcio Chmiel był mistrzem, wirtuozem komiksowego kadru. Jego śmierć to koniec pewnej epoki – mówi w rozmowie z Eweliną Kwaśniewską Dominik Szcześniak z „Halo Komiks”: – Na kartach swoich komiksów Papcio uczłowieczał Tytusa, ale tak naprawdę przecież ten Tytus od samego początku był uczłowieczony bardziej niż niejeden człowiek. Był elokwentny, dowcipny, chłonący wiedzę. Sądzę, że bardziej niż tę psotną małpkę, Papcio uczłowieczał nas, swoich czytelników. Dawał nam wiedzę, nie będąc przy tym śmiertelnie poważnym. Wręcz przeciwnie – jego komiksy przesiąknięte były fenomenalnym dowcipem. To z kart Tytusa, Romka i A’Tomka gładko przyswajaliśmy wiedzę o Koperniku czy Gutenbergu, ale też nauczyliśmy się jak powinna smakować prawdziwa kawa. To Tytus wymyślił bezmyślnik, zaznaczając, że stawiać się go będzie przed zdaniem nie mającym sensu.
– Sama geneza powstania Tytusa jest znakomita w swojej prostocie – zaznacza Szcześniak: – Bohater powstał z plamy rozlanego przez Papcia tuszu: „Z tuszuś powstał, w tusz się obrócisz. Nadaję ci imię Tusz de Zoo” – powiedział wtedy autor, który był zresztą również bohaterem komiksu i często pojawiał się na jego planszach, będąc dla Tytusa, Romka i A’Tomka takim ojcem, przewodnikiem po narysowanym przez siebie świecie. A trzeba powiedzieć, że był to niezwykle bogaty i kolorowy świat. Tytus był harcerzem, kosmonautą, kowbojem, podróżnikiem, geologiem, dziennikarzem. Uczył się jeździć na mechanicznym pojeździe Rozalia, podróżował na Wyspy Nonsensu, poprawiał dwóję z geografii Polski.
Księgi Tytusa są traktowane jako taki rozbieg w komiksowym długim dystansie. Zaczynamy od niego, potem dorastamy, ale to chyba nie do końca prawda…
– Tak naprawdę, mimo tej powiedzmy że pozornie dziecięcej kreski i pozornie dziecięcego dowcipu, ta seria przeznaczona jest dla ludzi w każdym wieku. Papcio umiejętnie szyfrował w niej pewne treści, które dla dzieci mogłyby być niezrozumiałe, ale u dorosłych wywołują szczery uśmiech na twarzy – mówi Dominik Szcześniak.
– W przypadku Papcia niezwykle istotne jest to, że on właściwie całe swoje życie poświęcił komiksowi, rysował do ostatnich chwil. Mówisz „Papcio”, myślisz „komiks”, mówisz „komiks”, myślisz „Papcio” – zaznacza Szcześniak: – Na jego tytusowych księgach wychowały się pokolenia. Sam pamiętam jak dzisiaj moment pierwszego zetknięcia z dziełami Papcia. Był to jednocześnie moment, w którym wsiąkłem w komiks na dobre. W połowie lat 80. mama kupiła mi pierwszą księgę Tytusa, Romka i A’Tomka w kiosku przy Szkole Podstawowej nr 7 w Zamościu. Nie ma już tego kiosku, a teraz nie ma też Papcia. Ale pozostało to wspomnienie. I tysiące podobnych wspomnień dzieciaków w każdym wieku.
Śmierć Papcia Chmiela kończy pewną epokę.
– Nie ma komiksiarza, który dzisiaj nie wspomniałby Papcia, nie przypomniał ulubionych scen czy wybryków Tytusa – mówi Szcześniak: – Na pierwszy rzut oka to są zwykłe obrazki, ale kiedy wgłębić się w tę kreskę, okaże się, że Papcio miał idealnie opanowany warsztat i rygorystycznie trzymał się swoich założeń estetycznych. Jego kreski nie sposób pomylić z nikim innym, a wyjątkowy sposób kadrowania czy rysowania ramek wokół kadrów stał się inspiracją dla wielu twórców.
– To dzięki Chmielewskiemu możemy dzisiaj czytać znakomite komiksy Tomka Samojlika, Piotra Nowackiego, Macieja Pałki czy Rafała Szłapy – podkreśla Szcześniak: – Komiksiarze pięknie żegnają dziś w mediach społecznościowych mistrza, na przykład Daniel Chmielewski, którego przygoda z polskim komiksem zaczęła się właśnie od Tytusa, kupowanego mu przez ojca w polskiej księgarni w Melbourne, stworzył rzeźbę ze śniegu, zaznaczając, że Tytus powstał z kałuży (atramentu), a jego rzeźba stanie się kałużą. W ten sposób pożegnał tego znakomitego twórcę. Papcia nie ma już wśród nas, ale na zawsze z nami pozostanie.
Henryk Chmielewski urodził się 7 czerwca 1923 roku w Warszawie. Rodzinnie był związany z Łukowem, skąd pochodziła jego matka. Papcio Chmiel miał 97 lat.
EwKa
Fot. nadesłane