Mieszkańcy powiatu tomaszowskiego upamiętnili stoczoną na początku lutego w 1943 roku bitwę pod Zaborecznem – uznawaną za największą walkę powstania zamojskiego. Celem walki oddziałów Batalionów Chłopskich była obrona mieszkańców Zaboreczna przed pacyfikacją wsi. Bitwa zakończyła się wygraną partyzantów, mimo znacznej przewagi liczebnej wojsk niemieckich.
Wielkie zwycięstwo poprzedziła akcja wysiedleńcza. – Niemcy planowali zasiedlić Zamojszczyznę swoimi kolonistami i po prostu przejąć te ziemie. Okupanci najeżdżali wieś i albo wysiedlali ludzi, albo ich mordowali. Skala okrucieństwa i barbarzyństwa była niewyobrażalna. Przeciwko temu występowały Bataliony Chłopskiej i Armia Krajowa – o akcji wysiedleńczej w czasie II wojny światowej mówi historyk i poseł na Sejm, Tomasz Zieliński.
– Początek roku 1943 był dla naszej gminy bardzo bolesny i dotkliwy. 27 stycznia 1943 r. rozpoczęły się wysiedlenia wsi: Budy, Dzierążnia, Huta Dzierążyńska. Było wiele ofiar. Źródła mówią o około siedemdziesięciu. Niemcy nie mieli litości nawet dla dzieci – kilkanaścioro z nich zmarło lub je rozstrzelano – opowiada Jacek Wiśniewski, wójt gminy Krynice.
– Na szczęście w styczniu 1943 roku pracownik poczty przejął rozkaz, mówiący, że Niemcy mają zamiar pacyfikować Zaboreczno. Informację dostali partyzanci. Dowodził nimi Franciszek Bartłomowicz ps. „Grzmot”. Partyzanci wahali się, co robić. Wiedzieli, iż jeśli będą próbować bronić wsi, wywoła to niemieckie represje na ludności cywilnej. Ale kapitan Bartłomowicz podjął decyzję: „Musimy stoczyć walkę i obronić Zaboreczno” – opowiada Tomasz Zieliński.
– Powiaty tomaszowski i biłgorajski to były tereny, gdzie polska konspiracja była bardzo mocna. Lasy powodowały, że tutaj było bardzo silne podziemie AK-owskie, a później WiN-owskie. Działały tu także licznie Bataliony Chłopskie. Ludność była w potrzasku: z jednej strony Niemcy, z drugiej UPA. Mieszkańcy zwracali się o pomoc do polskich partyzantów – mówi Jarosław Korzeń, wicestarosta tomaszowski.
– Sąsiednie wioski zostały już wysiedlone. Mój ojciec walczył pod Zaborecznem. Był dowódcą plutonu Batalionów Chłopskich. Partyzanci mieli lepszą sytuację, bo byli w lasku, w takim wąwozie, tak, że niemieckie kule ich nie dosięgały. A Niemcy byli na otwartej przestrzeni – mówi Stefan Schab, prezes Koła Gminnego Ogólnopolskiego Związku Żołnierzy Batalionów Chłopskich w Krynicach.
– Bitwa została bardzo dobrze rozegrana taktycznie, ponieważ kapitan Bartłomowicz zabronił komukolwiek wychodzić z lasu. Polacy mieli się nie wychylać, ponieważ między siłą bojową partyzantów a regularnego wojska były bardzo duże dysproporcje. Partyzanci strzelali do Niemców z lasu. W wyniku tego wróg poniósł straszliwe straty – dodaje poseł Tomasz Zieliński. – Wojskiem niemieckim dowodził major Ernst Schwieger. Miał ze sobą około 500-600 ludzi. W późniejszym raporcie tę bitwę nazwał powstaniem. Twierdził, że opór stawiło mu polskie wojsko, regularna armia. Sukces Polaków był ogromny. Okazało się, że akcje partyzanckie powodują, iż Niemcy zatrzymują wysiedlenia. I rzeczywiście zostały one wstrzymane na pół roku.
– Chciałabym też przypomnieć najmłodszych uczestników bitwy. To 13-, 14-letni chłopcy, którzy dostarczali meldunki. Maszerowali czasami przez kilkanaście kilometrów w ciężkich warunkach, bo był to luty. Jednym z takich chłopców był Antoni Chmiel z Janówki. Ówcześnie już tacy młodzi chłopcy byli gotowi poświęcić swoje życie i zdrowie dla innych i dla wolnej Polski – mówi Joanna Jamroż, dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Krynicach.
Podczas bitwy zginęło ponad stu Niemców, a po stronie polskiej tylko jedna osoba.
Z powodu pandemii tegoroczne obchody miały symboliczną formę. Delegacje złożyły wieńce pod pomnikiem Batalionów Chłopskich w Krynicach.
AlF / opr. ToMa
Fot. Aleksandra Flis