Co dalej z puławską palmiarnią? Ostateczne decyzje jeszcze jednak nie zapadły

20210205 091735 2021 02 05 183235

O zachowanie 70-letniej palmiarni w Dolnym Ogrodzie Czartoryskich w Puławach apelują wolontariusze zajmujący się pielęgnowaniem miejscowej zieleni. Obecnie obiekt, podlegający Instytutowi Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa, jest w bardzo złym stanie technicznym i nie może być użytkowany. Trwa internetowa zbiórka podpisów pod petycją w tej sprawie. Pismo ma trafić do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

– Ten obiekt trzeba zachować – uważa jedna z miłośniczek puławskiego ogrodu. – Z tego, co wyczytałam w Internecie, jest pewność, że cały obiekt zostanie zburzony, mimo że mógłby być wykorzystany. Pomieszczenie palmiarni ma kształt bardzo wysokiej pergoli (budowla składająca się z dwóch rzędów podpór i ułożonej na nich lekkiej kratownicy – przyp. red.), więc po wyburzeniu rozsypujących się murków ogrodowych i zdjęciu szkła, byłoby to coś widowiskowego i dostępnego dla każdego, kto znalazłby się na terenie Dolnego Ogrodu. 

– Instytut wydał oświadczenie dotyczące faktów, związanych ze szklarnią, zwaną też palmiarnią – mówi Teresa Doroszewska, zastępca dyrektora Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach. – Oświadczenie to ma następującą treść: „Z użytkowania kilku szklarni w Dolnym Ogrodzie zrezygnowano z uwagi na bardzo zły stan techniczny obiektów, zagrażający zdrowiu i życiu pracowników. Wśród tych szklarni była jedna wysoka, określana jako palmiarnia. W Dolnym Ogrodzie od wielu lat nie prowadzono działalności naukowej, podjęto więc trudną decyzję o odłączeniu ogrzewania dawnej palmiarni. Plany uporządkowania tego terenu były konsultowane z Lubelskim Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków, który nie dopatrzył się walorów zabytkowych dawnej palmiarni”.

– Pojawili się tu wolontariusze, bo mnóstwo roślin tu marniało. Nie były pielęgnowane, więc zarastały chwastami, obumierały. Żal na to było patrzeć – dodaje miłośniczka ogrodu.

– Wszystko zaczęło się w 2014 roku, kiedy to przedstawicielka zarządu Puławskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, Alicja Krawczyk skontaktowała się z panią Joanną Zaborską z IUNG w sprawie możliwości przeprowadzenia wykładów, dotyczących puławskiej osady pałacowej. Gdy zapytała się, za jaką kwotę przeprowadziłaby ten cykl wykładów, uzgodniono, że w zamian za wykonanie części prac na rzecz Dolnego Ogrodu – opowiada Maria Włodarczyk z Puławskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. – W naszym Uniwersytecie w 2015 roku zawiązał się „Klub Ogrodnika”. Uniwersytet podpisał z IUNG-iem porozumienie, które umożliwiało nam tutaj pracę. Jesteśmy w dalszym ciągu na stanowisku – dodaje i deklaruje gotowość wykonywania dalszych prac pielęgnacyjnych w palmiarni.

– Doceniamy olbrzymi wkład pracy i zaangażowania każdej osoby poświęcającej swój czas na wykonywanie ogrodowych prac pielęgnacyjnych. Instytut w miarę możliwości wspiera te działania, poprzez zakup profesjonalnej kosiarki, czy innych potrzebnych akcesoriów. Z własnych środków IUNG odnowił pomieszczenia, z których korzystają wolontariusze tam pracujący – mówi Teresa Doroszewska.

Co sądzą mieszkańcy Puław o sytuacji palmiarni? – Gdyby o wszystko zadbać, byłoby całkiem fajnie. Trzeba by jednak zaczynać od podstaw, bo konstrukcja jest prawdopodobnie stalowa, szyby wypadają. Trzeba dość spore pieniądze tutaj zainwestować – mówią.

– To chyba konstrukcja unikatowa w skali Europy, jeśli nie świata. Bo gdyby chcieć od podstaw wznieść obiekt tej wysokości i rozpiętości, tylko po to, żeby pięła się po nim piękna roślina, to wydatek, na który mogą pozwolić sobie tylko bogaci. Natomiast my, oczywiście po oczyszczeniu z niebezpiecznego szkła i innych szpecących rzeczy, będziemy mieli wyjątkowo piękną, niespotykaną o takiej wysokości konstrukcję. Bo ze względów finansowych nikt nie robi pergol wyższych, niż takich, pod którymi mógłby się zmieścić przechodzący człowiek  – dodaje miłośniczka ogrodu.   

Dyrekcja instytutu wciąż rozważa możliwość zachowania i wykorzystania szkieletu tej szklarni. Ostateczne decyzje jeszcze jednak nie zapadły.

ŁuG / opr. ToMa

Fot. Łukasz Grabczak

Exit mobile version