Dziś (11.02) w Kościele obchodzony jest Światowy Dzień Chorego. Ustanowił go 29 lat temu święty Jan Paweł II we wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Lourdes. Tego dnia obejmujemy modlitwą wszystkich cierpiących, zarówno duchowo, jak i fizycznie.
Czasy pandemii, jak podkreślają psychologowie, są dla nich szczególnie ciężkie, ale nie tylko dla nich…
– Mówimy o dramatach poszczególnych historii ludzkiego życia, myślimy o pacjentach, ale i o ich rodzinach – mówi założyciel Hospicjum dla Dzieci im. Małego Księcia w Lublinie, ojciec Filip Buczyński. – To ogromna ilość tragedii, dramatów i ogromna ilość lęków, które są doświadczeniem różnych osób. Czasami są to pacjenci, czasami rodziny pacjentów, a czasami samego personelu, który świadczy tę opiekę, mając świadomość swoich ograniczeń.
– Myślę, że choroba nie jest niczym innym, czym była do tej pory – dodaje Małgorzata Marcinkowska, psychoterapeutka Centrum Pomocy Psychologicznej i Psychoterapii w Lublinie. – Natomiast odbywa się w kontekście większej bezradności, większej samotności, ale też większej bezradności wobec braku informacji, które często po prostu są niemożliwe do zdobycia na jakimś etapie chorowania, ponieważ choroba zawsze jest cierpieniem.
– U pacjenta potęguje się strach, a u rodziny potęguje się poczucie winy, racjonalne rzecz jasna – mówi o. Buczyński. – Jest bowiem szlaban, jest zakaz wejścia, bo jest reżim sanitarny, a niemalże stoi się pod oknem i chce się tam być. Natomiast jeżeli wejdziemy w doświadczenie samego pacjenta to tutaj to, co jest jakimś ratunkiem i pomocą, to wrażliwy, empatyczny personel włącznie z psychologiem, z kapelanem.
– Wszystkie objawy tego cierpienia, zarówno fizyczne jak i psychiczne – ponieważ w tej chwili mamy również nasilenie chorób o podłożu emocjonalnym, nerwic, depresji i innych zaburzeń – wynikają z lęku doświadczanego, nasilającego się oraz z różnych braków, które przyniosła ze sobą pandemia. A to, co przyniosła ze sobą to przede wszystkim brak relacji i brak osobistego kontaktu w przypadku choroby, nawet z lekarzem – tłumaczy Małgorzata Marcinkowska.
– Najbardziej dotkliwe było to dla pacjentów, którzy mieli izolację w związku z tym, że przechodzili COVID-19, ponieważ oni mieli izolację od swoich bliskich, ale też w pewnym sensie od personelu – wyjaśnia Mariola Żuk, psycholog kliniczny w Klinice Ortopedii i Rehabilitacji SPSK 4. – Bardzo trudne to było dla pacjentów, kiedy zespół leczący przychodził w takich zabudowanych strojach ochronnych, kiedy nie było kontaktu z twarzą.
– Bardzo duży stres wpływa na odporność, tak jak każdy rodzaj napięcia i stresu. Często w sytuacjach terminalnych tak się dzieje, słyszymy też o tym, że chorzy umierają, odchodzą bez pożegnania, że ich rodziny często nie wiedzą w jakich warunkach zmarł bliski, jakie były jego ostatnie myśli, czy w ogóle był przytomny, czy czegoś potrzebował, czy gdyby byli na miejscu, mogliby mu to zapewnić…
– Mamy świadomość, że to są dziesiątki tysięcy ludzi, którzy odeszli, plus setki tysięcy ludzi, którzy w jakiś sposób są dotknięci tą stratą, plus wszystko to, co dzieje się doświadczeniem żałoby po odejściu osoby bliskiej bądź dalszej. Nagle okazuje się, że mamy, można powiedzieć, duszpastersko ogromne, wielkie rekolekcje narodowe, ale jednocześnie na poziomie życia psychicznego wielką narodową traumę, z której będziemy się pomalutku podnosić.
O godzinie 19.00 w archikatedrze lubelskiej uroczystą mszę świętą w intencji chorych będzie celebrował ksiądz arcybiskup Stanisław Budzik.
EwKa/ GRa
Fot. pixabay.com