Poniedziałkowe wydanie „Dziennika Wschodniego” ma się ukazać. Dziennikarze gazety zostali dziś (28.02) wpuszczeni do siedziby redakcji. Pracownicy Dziennika mają możliwość przebywania w redakcji w określonych godzinach i w obecności ochrony. Klucze do biura mają ochroniarze i nowy naczelny.
CZYTAJ: Lublin: likwidator w redakcji “Dziennika Wschodniego”
– Godziny dostępu do redakcji wyznaczył likwidator – mówi nowy naczelny gazety Paweł Puzio. – Każdy może do mnie zadzwonić. Wtedy ja powiadomię ochronę, przyjadę i otworzę redakcję szybko. Likwidator wyznaczył takie godziny, trzeba ich przestrzegać. Trzeba na bieżąco reagować, mieć przy sobie komputery. Komputery powinny być w domu i pisać – dodaje.
Do siedziby redakcji nie mogli wejść: dotychczasowy redaktor naczelny gazety Krzysztof Wiejak oraz jego zastępczyni Agnieszka Mazuś.
– Ostatecznie w asyście ochroniarzy nowy naczelny pozwolił nam zabrać osobiste rzeczy – mówi odwołany przez likwidatora dotychczasowy redaktor naczelny gazety, Krzysztof Wiejak. – Nadal, mimo że rzekomo zostałem odwołany przez rzekomego likwidatora, jestem wspólnikiem spółki, więc przyszedłem po moje osobiste rzeczy. Nie zostałem wpuszczony. Dlatego poprosiłem nowego redaktora naczelnego, żeby wpuścił mnie i w asyście ochroniarzy byłem nagrywany. Mogłem to zrobić. Tak się po 28 latach skończyła moja kariera w „Dzienniku Wschodnim” – dopowiada.
Wczoraj (27.02) rano do siedziby „Dziennika Wschodniego” wszedł likwidator. W lokalu zostały wymienione zamki, a dziennikarze nie mogli wejść do środka. Ochroniarze wynieśli z siedziby gazety pudła z dokumentami. Likwidator mówił, że są to dokumenty potrzebne do wypłacenia pracownikom pensji oraz zapłacenia podatków. Na miejscu kilkakrotnie pojawiła się policja wzywana przez obie strony.
MaK / WT
Fot. Magdalena Kowalska