Przy ulicy Nadwiślańskiej w Kazimierzu Dolnym nie zobaczymy już stacjonujących dorożek. Władze miasta nie wydały pozwolenia, by przedsiębiorcy wożący turystów zatrzymywali się tuż przy wjeździe na duży rynek.
– Meleksy stacjonują niemal wszędzie, a nam się ogranicza działalność – mówi jeden z dorożkarzy, Mariusz Siwiec: – Bryczki stały w tym miejscu od 1998 roku, jak dobrze pamiętam. Nigdy nie było problemu, zawsze dostawialiśmy miejsca na postój. W tej chwili miejsca nie ma. W każdej uliczce w Kazimierzu stoją meleksy dojazdowe do rynku, mieszczą się, a dwie bryczki czy cztery bryczki, które zostały, nie mieszczą się.
– Proponujemy inne lokalizacje, a o zmiany apelowała do nas policja, argumentując kwestiami bezpieczeństwa pieszych i kierowców – tłumaczy burmistrz Kazimierza Dolnego Artur Pomianowski. – Pamiętajmy, że przy ulicy Nadwiślańskiej jest przewężenie. Jest to wylot w kierunku dużego rynku i dalej w ulicę Zamkową. Jest tu dosyć spore natężenie ruchu, bo z przeciwnego kierunku wyjeżdżają też mieszkańcy z ulicy Lubelskiej, zjeżdżają z ulicy Zamkowej i postój bryczek nie do końca jest uzasadniony w tym miejscu.
– Spotkaliśmy się z sytuacją, że bryczki, które stoją bezpośrednio przy Rynku, stoją zbyt blisko tego Rynku, przez co konie zasłaniają znak drogowy, który nie zezwala na wjeżdżanie na Rynek – mówi podkomisarz Ewa Rejn-Kozak, oficer prasowy Komendanta Powiatowego Policji w Puławach: – Osoby, które przyjeżdżają do Kazimierza, nie są mieszkańcami tego miasta ani powiatu, nie wiedząc o tym, że ten znak tam stoi, popełniają wykroczenie tłumacząc się w ten sposób, że nie widziały tego znaku, ponieważ zasłoniły go konie, które ciągną bryczkę.
– Od lat 90. nie było żadnej przebudowy drogi, raptem teraz zrobił się problem, że bryczki zastawiają znaki drogowy i turyści nie widzą, że skręcają na Rynek. Nie ma takiej możliwości, żeby bryczka zasłoniła znak na wysokości 2,5 czy więcej metrów – mówią dorożkarze: – My się teraz cofamy od znaków – dodają.
– Bryczki są dużo niższe, natomiast te konie, które ciągną bryczki, są wysokie – mówi Ewa Rejn-Kozak: – oprócz tego mają na głowach ozdoby, które są dosyć duże, i faktycznie ten znak zasłaniają. Nie była to jednorazowa sytuacja – sprawę zgłaszały różne osoby. Policjanci interweniowali w związku z nieprawidłowym parkowaniem pojazdów. Okazywało się, że kierowcy nie widzieli tego znaku.
– Poza tym docierają do nas sygnały ze strony turystów, mieszkańców, że rzeczywiście sytuacja jest tam dla nich dosyć niewygodna z tego względu, że chodnik jest tam wąski, a bryczka i koń stoją przy samym chodniku – mówi burmistrz Artur Pomianowski: – Turyści nie mają gdzie uciec. Przechodząc obok konia niejednokrotnie najzwyczajniej w świecie się boją.
– Jedyne źródło utrzymania było z tych koni – mówi dorożkarz Mariusz Siwiec: – Jeszcze gdyby nam powiedzieli na jesieni, że nie będziemy mieli miejsca, to byśmy to wszystko sprzedali. A myśmy jeszcze zainwestowali na ten sezon. Chcą nam dać miejsca z boku. Dobrze, nie ma problemu, ale jak będzie słońce, przyjedzie ochrona zwierząt i będzie następny problem, bo nas wygonią.
– My na przykład zaproponowaliśmy też ulicę Nadwiślańską, tylko bliżej wału. Teren zacieniony. Warunki dla postoju tych zwierząt byłyby tam odpowiednie – mówi burmistrz Artur Pomianowski.
Teren przy Zespole Szkół imienia Jana Koszczyca Witkiewicza to jedna z kilku możliwych lokalizacji bryczek. Rozmowy w tej sprawie pomiędzy przedsiębiorcami a władzami miasta mają być kontynuowane.
ŁuG (opr. DySzcz)
Fot. Łukasz Grabczak