– Po długo trwającym lockdownie trzeba zachować bardzo dużą ostrożność. Potrzeba bardzo delikatnego otwarcia. Potrzeby gospodarki są duże a apetyty ludzkie rozbudzone, ale koronawirusa wciąż jest dużo w przyrodzie – powiedział w środę (21.04) prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych dr Michał Sutkowski.
W środę minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił stopniowe luzowanie obostrzeń w tym w jedenastu województwach – w tym lubelskim – od poniedziałku 26 kwietnia powrót do hybrydowego nauczania w klasach 1-3; otwarcie zakładów fryzjerskich i kosmetycznych. A po weekendzie majowym prawdopodobnie otwarcie instytucji kultury.
W ocenie dr Sutkowskiego – powolny, ostrożny powrót do normalności to dobre rozwiązanie”. – Potrzeba bardzo delikatnego otwarcia i takie nastąpiło. Uważam, że to jest dobry ruch – ocenił.
CZYTAJ: Minister zdrowia: W niektórych województwach poluzowanie obostrzeń. Również w Lubelskiem
– Jeżeli mamy bardzo duży i długo trwający lockdown, po którym sytuacja nie tylko w Polsce, ale w całej Europie poprawia się, ale jest jeszcze daleka od doskonałości, to trzeba zachować dużą ostrożność. Długi lockdown oznacza, że długo walczyliśmy z pandemią i koronawirusa jest wciąż dużo w przyrodzie. Ponadto długo były problemy z ochroną zdrowia, z ilością różnego rodzaju zdarzeń medycznych: covidowych i niecovidowych – mówił dr Sutkowski.
Jak zaznaczył, obok powodów natury medycznej powolnego odmrażania kolejnych gałęzi życia gospodarczego, są także powody psychologiczne i społeczne. – Lockdown spowodował, że potrzeby gospodarki są duże, apetyty ludzkie rozbudzone, a co za tym idzie niebezpieczeństwo, skłonność do reakcji „nadmiarowych w stosunku do przepisów – zwrócił uwagę prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych.
CZYTAJ: Minister Niedzielski: Po weekendzie majowym najprawdopodobniej otworzymy instytucje kultury
Podkreślił, że „wirusa wciąż jest bardzo dużo w przyrodzie, a system opieki zdrowia jest niezwykle przeciążony”. – Mamy nadal bardzo dużą liczbę osób pod respiratorami w szpitalach – wskazał.
W środę Ministerstwo Zdrowia poinformowało, że hospitalizowanych jest 31 938 chorych z COVID-19, z których 3287 było pod respiratorem. Tydzień wcześniej, 14 kwietnia, resort informował, że w szpitalach przebywa 33 906 pacjentów, w tym – 3457 pod respiratorem.
Dr Sutkowski podkreślił, że w Polsce wciąż nie ma tzw. odporności grupowej. – Do takiego progu się zbliżamy, ale to może jeszcze potrwać – powiedział.
Ocenił, że „gdybyśmy wzięli pod uwagę osoby po drugiej dawce szczepienia i grupę ozdrowieńców, to daleko nam w Polsce do spełnienia kryterium poprawy”. Wyjaśnił, że „nie można sumować liczby osób zaszczepionych i tych, które przechorowały COVID-19, ponieważ ozdrowieńcy pochodzą z różnego czasu – są ci, którzy przeszli koronawirusa w czasie pierwszej fali, w drugiej, a jeszcze inni w trzeciej, nie mówiąc też, że u każdej osoby jest inny stopień odporności”.
Wspomniał, że – jeśli chodzi o zaszczepionych – większość, bo blisko 6 mln 700 tys. otrzymało na razie pierwszą dawkę. – Grupa wiekowa 60+, jest zaszczepiona tylko w 54 proc. Jest to dużo mniej, niż w przypadku osób z grup wiekowych 80+, 75+ i 70+. Poza tym w przypadku osób młodszych zainteresowanie zapisywaniem się na szczepienia jest coraz mniejsze – zwrócił uwagę dr Sutkowski. W jego ocenie „może to być spowodowane m.in nastawieniem młodych do szczepień jak również tym, że zostawiają wszystko na ostatnią chwilę”.
Pytany, o to kiedy spodziewa się zdjęcia decyzji o noszeniu maseczek w przestrzeni otwartej, dr Sutkowski wyjaśnił, że to będzie w dużej mierze zależało od liczby dziennych zakażeń. – Decyzji o zdjęciu obowiązku noszenia maseczek w przestrzeni otwartej nie możemy spodziewać się wcześniej, jak za dwa, trzy tygodnie. Temperatura na zewnątrz ma znaczenie, ale nie jest najistotniejsza. Dużo zależy, jak będą spadały wskaźniki zakażeń oraz hospitalizacji, a na to wpływ mają m.in nasze codzienne zachowania – wskazał prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych.
Pytany o skutki powrotu od poniedziałku dzieci klas I-III do nauczania hybrydowego w jedenastu województwach, dr Sutkowski wskazał na sytuację we wrześniu 2020 roku. – Co prawda dzieci młodszych roczników nie chorują często i nie transmitują często wirusa, ale jednak mogą być czynnikiem sprawczym rozwoju pandemii, o czym świadczy sytuacja z jesieni ubiegło roku. Tego we wrześniu nikt się nie spodziewał – powiedział prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych.
RL / PAP / opr. ToMa
Fot. pixabay.com