Piłkarze Górnika Łęczna zremisowali z GKS-em Jastrzębie 1:1 w wyjazdowym meczu 24. kolejki I ligi.
Pierwsza część spotkania należała do drużyny gospodarzy. Prowadzenie dla miejscowych zdobył w 17 minucie Daniel Szczepan. W drugiej połowie Górnik zdołał wyrównać po główce Bartosza Śpiączki w 72 minucie.
Jastrzębie co najmniej dwa razy było blisko drugiego gola. Między innymi po jednym ze strzałów gospodarzy piłka trafiła w słupek. Jednak spotkanie zakończyło się podziałem punktów.
– Mimo tego, że z naszej analizy przedmeczowej wynikało, że Jastrzębie to drużyna, która ostatnio raczej przegrywała. Jednak jest to zespół, który ma potencjał, stwarza sytuacje, ale brakowało mu konsekwencji, koncentracji i tracił głupie bramki. Nastąpiła u nich zmiana trenera, a nowy szkoleniowiec postawił na konsekwencję w składzie. W pierwszej połowie GKS Jastrzębie wiedział, po co wyszedł na boisko, był bardzo konsekwentny, zadziorny i osiągnął przewagę. Wygrał ją 1:0, a równie dobrze mógł strzelić drugą bramkę. W pierwszej części zawiedliśmy całkowicie. W drugiej przeszliśmy na dwóch napastników. I druga część spotkania była zdecydowanie na plus. W końcówce mogliśmy wygrać 2:1, bo mieliśmy ku temu sytuacje. Ale równie dobrze mogliśmy przegrać – na pomeczowej konferencji prasowej powiedział trener Górnika, Kamil Kiereś.
– Pierwsza połowa nie była taka, jaka być powinna. Wyszliśmy na nią za mało agresywnie. W tej części Jastrzębie było wyraźnie lepsze od nas. Przed drugą połową powiedzieliśmy sobie w szatni, że musimy wyjść i pokazać „górniczy” charakter. Uważam, że remis jest zasłużony dla obu drużyn. Wywieźliśmy z ciężkiego terenu punkt i trzeba go szanować – mówi Bartosz Śpiączka.
– To sprawiedliwy rezultat – uważa również pomocnik łęczyńskiej drużyny Adrian Cierpka. – Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu fatalna. Ale cieszy nas reakcja zespołu. W przerwie w szatni padło dużo mocnych słów i drużyna dobrze zareagowała.
Górnik zgromadził dotąd 45 punktów i jest wiceliderem rozgrywek.
AR / JK / Media klubowe Górnika Łęczna / opr. ToMa
Fot. archiwum