Pamiątki po załodze bombowca Vickers Wellington zestrzelonego w 1941 roku w Holandii trafiły do Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie. Zegarki, portfel, słuchawki oraz monety przekazała Recovery&Identyfication Unit – instytucja wchodząca w skład Wojsk Lądowych Holandii. To ona pięć lat temu z jednego z holenderskich jezior wydobyła szczątki samolotu i pamiątki po ofiarach.
Dziś (27.04) w dęblińskim muzeum odbyło się oficjalne przekazanie tych artefaktów…
– To jest kontynuacja pewnej historii – mówi pułkownik Dariusz Poczekalewicz, polski attache obrony w Holandii: – tak naprawdę muzeum już jakiś czas temu uzyskało pewne artefakty po tym, co wydarzyło się w 2016 roku. Wówczas Holandia przystąpiła do dosyć dużej operacji mającej na celu wydobycie szczątków Wellingtona, który blisko 80 lat temu został zestrzelony.
– To był polski samolot, z polską załogą. Niestety cała załoga zginęła – mówi Paweł Pawłowski, dyrektor Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie: – Było to w nocy z 8 na 9 maja 1941 roku. Załoga polskiego bombowca została zestrzelona w czasie misji bombowej nad Breme. To niesamowita historia, ponieważ polska załoga ginie zestrzelona przez nocnego myśliwca nieopodal miejscowości, gdzie złożono na cmentarzu szczątki trzech odnalezionych pilotów polskich. Eksponaty będą pokazywane na wystawie głównej, przy szczątkach bombowca Vickers Wellington, które zresztą już od kilku lat już pokazujemy w naszym muzeum.
– Mamy bardzo dobrze zachowane szczątki tego samolotu – mówi Jacek Zagożdżon, kierownik działu edukacji, organizacji i udostępniania wystaw w Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie: – Są już po konserwacji, więc odzyskały blask. Mamy tu zamki bombowe, zawory, elementy wyposażenia kabiny takie jak obudowy lampek podświetlających dla członków załogi czy tabliczki znamionowe, które opisują poszczególne agregaty w kabinie. Mamy również karabin maszynowy Vickers 303 (7,7 milimetrów), wprawdzie ugięte, ale kompletne. Jest cała chłodnica oleju, a tuż obok niej butla tlenowa, która – jak się okazało – nadal trzymała ciśnienie. Kiedy poddawana była konserwacji, okazało się, że zarówno wskaźnik manometru, jak i sama butla jest nadal sprawna. I rzeczywiście, w środku znajdował się jeszcze tlen z 1941 roku. Dzisiaj jakby dopinamy tę historię, zamykamy pewną klamrę, gdyż docierają do nas osobiste pamiątki pilotów.
– Są to zegarki, portfele z monetami brytyjskimi, słuchawki radiooperatora, plutonowego Sikorskiego – mówi Dariusz Poczekalewicz.
– Jest też dosyć mocno skamieniała portmonetka. Pamiętajmy, że została wydobyta z dna morskiego. W niej znajdowały się 3 monety jednopensowe z wizerunkiem króla Jerzego i jedna moneta, której nie jesteśmy jeszcze w stanie rozpoznać, ale po konserwacji na pewno uda się odczytać i jej nominał – mówi Paweł Pawłowski.
Pozyskane dziś (27.04) eksponaty będzie można oglądać przy szczątkach samolotu Vickers Wellington. Będzie to możliwe jednak dopiero po zniesieniu obostrzeń i otwarciu wystawy stałej dęblińskiego muzeum. Od dziś można za to ponownie oglądać plenerową wystawę statków powietrznych.
ŁuG (opr. DySzcz)
Fot. Łukasz Grabczak