Na ten komiks musieliśmy czekać dość długo. Pierwsze wzmianki o nim pojawiły się jeszcze na stronach klubowych komiksów TM-Semic na początku lat 90., gdzie był określany jako pierwszy w pełni malowany komiks wydany w Stanach Zjednoczonych oraz chwalony za niebanalną warstwę scenariuszową. Moonshadow (wyd. Mucha Comics). Napisany przez Johna Marca DeMatteisa i będący jego ulubionym dzieckiem. Namalowany przez Jona J. Mutha wspomaganego przez George’a Pratta i Kenta Williamsa. Pierwotnie opublikowany przez marvelowski imprint Epic w latach 1985-87, zebrany w jeden album w 1989 roku, a następnie w 1994 wznowiony przez Vertigo w formie 12-częściowej miniserii oraz dodatkowego albumu finalizującego serię. Ponownie zebrany w album w 1998 roku. Wydany w Polsce jako solidna cegła w 2021. Głównym bohaterem tej baśni dla dorosłych jest chłopiec będący efektem niekonwencjonalnego związku hippiski z kosmiczną świecącą kulą. Moonshadow dorasta w intergalaktycznym zoo – miejscu gromadzącym przeróżne stworzenia, uprowadzone przez kulistych obcych z przeróżnych stron wszechświata. Pewnego dnia Moon zostaje z tego zoo wygnany i wraz ze swoim kolegą – futrzakiem imieniem Ira oraz czarnym kotem wabiącym się Frodo wyrusza na spotkanie przygód w bezkresnym kosmosie. I w tymże kosmosie doświadcza ekstremalnego procesu dorastania – jest świadkiem wojen, spotyka oprawców, doświadcza przejmującej straty i szuka dobra wśród złych. Uwielbiający narrację DeMatteis zasypuje czytelnika mnóstwem informacji zarówno na temat tajników życia wszystkich bohaterów, jak i własnych inspiracji z zakresu literatury i sztuki. Dla wielbicieli komiksów niemych lub zwolenników szybkich dialogów z Kaczora Donalda przeprawa przez tony tekstu może być wyzwaniem. Jego podjęcie zostanie jednak nagrodzone znakomicie namalowanymi przez Mutha planszami, niejednokrotnie niwelującymi kaskady tekstu. Kwiecisty język pewnie niektórzy uznają za grafomański, będą też tacy, którzy odbiją się od ścian tekstu, hurtowo obecnych na pierwszych planszach, albo narzekający na korektę czy inne rzeczy. Wszyscy natomiast będą rozpływać się nad stroną graficzną, zaznaczając przy tym kąśliwie, że Muth powinien starannie dobierać sobie współpracowników odpowiedzialnych za pisanie scenariuszy. Na nic jednak tego rodzaju mądrości – Muth i DeMatteis wyruszyli w podróż razem z tytułowym bohaterem tej historii i świadomie, wspólnie podjęli wiele ważnych dla tej powieści graficznej decyzji. W efekcie powstał komiks, który może za wami chodzić i nawiedzać was w snach. Moonshadow czytam od 30 lat. Zostałem nim zainfekowany na wspomnianych stronach klubowych TM-Semic, następnie, zachęcony fragmentami dostępnymi w kserowanych zinach, zacząłem polować na oryginalne zeszyty, aż wreszcie w jednym z londyńskich sklepów komiksowych udało mi się zakupić przeceniony zbiorczy album tej historii. 30 lat poszukiwań i poczytywań zwieńczyła lektura polskiej wersji. Bawiłem się podczas niej wyśmienicie. Tłumaczenie uznaję za bardzo dobre. To taka ilustrowana i naszpikowana cytatami najdłuższa podróż, w którą warto się wybrać, być może nawet wtedy, kiedy nie ma się do tego komiksu takiego sentymentu jak ja.