Jon J Muth w pewnym momencie swojej kariery stwierdził, że z jednej strony są komiksy o Batmanie, a z drugiej inne komiksy. I on akurat woli robić te inne komiksy. Ponadto, na pewnym etapie doszedł do wniosku, że chce tworzyć komiksy dla dzieci. Jednak, jak sam wspomina, jego komiksowy wydawca odesłał go do wydawców zajmujących się literaturą dziecięcą, a tenże wydawca od literatury dziecięcej dał mu do zrozumienia, że nie wydaje komiksów dla dzieci, lecz książki dla dzieci. Zakończenie wydawniczych perypetii było jednak szczęśliwe – najpierw światło dzienne ujrzały wydane również w Polsce Trzy Pytania bazujące na opowieści napisanej przez Lwa Tołstoja, a następnie poznaliśmy Opowieści Pandy. Ale zanim Jon J Muth na dobre rozpoczął przygodę z literaturą dla dzieci, tworzył komiksy. To on zmalował takie dzieła jak Moonshadow czy Misterium. Zdarzało mu się także tworzyć przygody superbohaterów – i przykładem takiego komiksu jest wydany niedawno w Polsce Stopiony (wyd. Egmont Polska), opisujące szalone perypetie Havoka i Wolverine’a, czyli słynnych członków grupy X-Men. Ten komiks powstał nie dlatego, że scenarzyści – Walter i Louise Simonson – go napisali i szukali rysowników, lecz dlatego że Muth oraz jego kumpel Kent Williams chcieli sobie pomalować i szukali pisarzy, którzy spełnią ich zachciankę. Warstwa graficzna stała się tu więc pretekstem do zainicjowania jakiejś fabuły – co zresztą widać, ponieważ fabuła jest byle jaka, ale malowane plansze robią niesamowite wrażenie. Każdy z artystów miał tutaj swoją działkę – Muth malował postać Havoka, a Williams – Wolverine’a. W podobny sposób artyści podzielili również swoje obowiązki jeśli chodzi o postaci drugoplanowe. Efekt jest fascynujący – obok ciągów plansz tworzonych przez jednego artystę mamy też takie, na których obaj panowie współdziałają tworząc malarską ucztę dla oczu. Stopiony, w oryginale funkcjonujący jako Meltdown, od lat miał w Polsce status legendarny. W komiksowych czasopismach lat 90. pojawiały się kadry z tego albumu, a w katalogach ludzi, którzy sprowadzali komiksy z zagranicy mieliśmy okazję podziwiać skserowane kadry. Nawet w lichej czerni i bieli prace Mutha i Williamsa wyglądały imponująco. Po wielu latach i po przeczytaniu całej historii możemy powiedzieć: sprawdzam. Jakie wnioski? Malarskość tego albumu jest niesamowita, każda strona to małe – a właściwie nie małe, ale o tym za chwilę – dzieło sztuki. Zaś jeśli chodzi o scenariusz… tu nie będę miał taryfy ulgowej, nawet biorąc pod uwagę genezę jego powstania. Otóż mamy tu do czynienia z tytułem z cyklu bzdura goni bzdurę. Zaczynamy od próby wyjaśnienia katastrofy w Czarnobylu, następnie ruszamy w absurdalną podróż głównych bohaterów od Meksyku aż po Polskę. Bohaterowie wodzeni są za nos, nie baczą na otaczające ich nielogiczności, przekraczają granice bez żadnych formalności, a na swojego polskiego przewodnika wołają „Janusz”. Tekst małżeństwa Simonsonów to bujda na resorach, lecz kto dbałby o tekst, kiedy malują Muth i Williams? Wiedział o tym zapewne polski wydawca, dlatego też opublikował ten album w serii Marvel Limited. I w przypadku Stopionego ma to – przynajmniej dla mnie – jeden bardzo istotny plus, i jeden niezwykle ważny minus. Plusem jest powiększony format komiksu, dzięki czemu wrażenia z jego oglądania są znacznie wzmocnione. Zaś jeśli chodzi o minus… on również związany jest z formatem. Uwaga, wysokość Stopionego to 35 cm. Warto o tym wiedzieć przed zakupem. Ja co prawda wiedziałem, ale zabrakło mi wyobraźni i okazało się, że mimo posiadania ogromnej ilości półek, to nie posiadam takiej, w której ten album mógłbym zmieścić. Problem brzmi błaho, ale dla kolekcjonerów może wiązać się albo z zakupem kolejnego regału albo nawet z… koniecznością kupna nowego mieszkania. Warto więc rozważyć zakup tej pozycji, aczkolwiek ostrzegam, że wrażenia z jej oglądania są naprawdę wyśmienite.