– Czas między jedną a drugą dawką szczepionek antycovidowych można skrócić. To bezpieczne i zasadne – powiedział kardiolog, lipidolog, epidemiolog chorób serca i naczyń prof. Maciej Banach z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.
Szef KPRM i pełnomocnik ds. programu szczepień Michał Dworczyk poinformował, że rząd podjął decyzję o skróceniu okresów między dwiema dawkami preparatów Moderny, Pfizera i AstraZeneki do 35 dni, czyli do 5 tygodni. Zmiana ta wejdzie w życie od 17 maja. So tej pory okres ten wynosił odpowiednio: dla preparatów dwudawkowych Moderny i Pfizer 42 dni, a dla AstraZeneki – 82 dni.
Profesor Banach zwrócił uwagę, że na początku akcji szczepień na całym świecie, ze względów logistycznych, ale z zachowaniem wszystkich norm bezpieczeństwa, założono dłuższy niż realnie wymagany czas podania drugiej dawki. – Kiedy szczepionki pojawiały się na rynku pod koniec 2020 roku, firmy farmaceutyczne, a następnie rządy, dopuściły konkretne przerwy pomiędzy dawkami preparatu antycovidowego, nie z powodu wyników badań, ale z uwagi na dostępność szczepionek – podkreślił Banach. Teraz – jego zdaniem – czas między jedną a drugą dawką można zdecydowanie skrócić.
– Dystrybucja jest już lepsza. A jeśli mamy możliwość szybszego zaszczepienia się drugą dawką, jest to dobra sytuacja dla pacjenta. Będziemy mieli coraz większą populację z niemal stuprocentową odpornością – przekazał profesor.
– Najnowsze badania szczepionek mRNA, czyli m.in. Pfizera i Moderny, są niezwykle ważne i zachęcające. Najnowsze badanie japońskie dowiodło, że szczepionki mRNA zwalczają wszelkie mutacje koronawirusa, m.in. odmianę brytyjską, południowoafrykańską, brazylijską i indyjską – potwierdził Banach.
Naukowiec przypomniał, że już po jednej dawce szczepionki przeciwko COVID-19 pacjent uzyskuje znaczną odporność. – Dla różnych szczepionek mówi się o odporności od 60 do 70 procent po 14 dniach od przyjęcia, a po drugiej dawce uzyskujemy odporność powyżej 90 procent, dla szczepionek mRNA nawet 100 procent – poinformował.
– Skrócenie terminów pomiędzy dawkami szczepionek jest bezpieczne i zasadne z naukowego, merytorycznego i organizacyjnego punktu widzenia. Będziemy mieli po prostu coraz więcej osób zaszczepionych dwiema dawkami – zapewnił.
Profesor Banach podkreślił, że nadal opowiada się za obowiązkowymi szczepieniami przeciwko COVID-19. – Pomimo niewybrednej nieraz krytyki, zdania nie zmieniłem – akcentował. – Czegokolwiek nie zrobilibyśmy, zawsze znajdą się osoby, które będą przeciwnikami. Zamiast jednak obrażać – co jest ich podstawowym orężem – ja chcę merytorycznie rozmawiać, bo tak jak wszyscy – to nas akurat łączy – chcę powrotu do normalności – zaznaczył.
– Większość dziennikarzy także rozumie ten problem i podejmuje się dyskusji o zasadności obowiązkowych szczepień przeciwko COVID-19 – wskazywał. Teraz właśnie jest ten czas, kiedy powinniśmy o tym spokojnie podyskutować – zachęcał profesor.
– Obecnie w przypadku szczepień antycowidowych mamy wyjątkową sytuację. Zwracam uwagę, że rozpoczęliśmy szczepienia na etapie wychodzenia ze skutków drugiej fali i wchodzenia w trzecią falę pandemii. Przy ogromnej liczbie zakażeń, zachorowań i zgonów, nie było problemu, by zmotywować ludzi do tego wyboru. I w dużej części wybrali szczepienia – podkreślił.
W różnych grupach wiekowych – jak mówił Banach – mamy niezły współczynnik szczepień. – Jest on jednak jeszcze zbyt niski w porównaniu ze współczynnikiem, który powinniśmy osiągnąć wraz z odpornością populacyjną – zastrzegł.
– Załóżmy, na co bardzo liczę, że we wrześniu będziemy mieli zaszczepionych od 50 do 70 proc. Polaków, ale co będzie, kiedy za rok, półtora roku trzeba będzie podać kolejną dawkę, a nie będzie już restrykcji sanitarnych? – zapytał. – Wówczas, kiedy zachorowań będzie nie kilka tysięcy a kilkaset, na szczepienia może zgłosić się zaledwie 20 do 30 procent Polaków. Jak sobie wtedy poradzić bez obowiązkowych szczepień? Co wtedy będzie? Znowu kolejne lockdowny? Która fala? Czwarta, piąta, może ósma? – pyta naukowiec.
– Nie przez przypadek przez całe lata Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) i inne organizacje międzynarodowe budowały odpowiednie wskaźniki, które pokazują, jakie grupy są najbardziej narażone na zgon w przebiegu potwierdzonej infekcji – wskazywał.
– Ten wskaźnik dla starszych pacjentów, powyżej 60-65 roku życia, dla osób, którzy mają chorobę sercowo-naczyniową czy cukrzycę, może wynosić nawet powyżej 10 procent – podał. – Oznacza to, że co dziesiąta osoba w grupach tych schorzeń może umrzeć z powodu COVID-19 czy w wyniku powikłań pocovidowych – zaznaczył prof. Banach.
– Jeżeli założymy, że dla tej grupy pacjentów mamy obowiązkowe szczepienia, a to niemały procent społeczeństwa, byłoby też mniejsze obłożenie szpitali, łóżek respiratorowych, ponieważ najczęściej hospitalizowane są właśnie osoby starsze i te z chorobami współistniejącymi. Przy obowiązku szczepienia: 60-latkowie, 70-latkowie, 80-latkowie i jeszcze starsi, w ogóle nie chorowaliby na COVID-19. Być może niektórzy z nich przechodziliby tę chorobę w domu, jak zwykłe przeziębienie – tłumaczył naukowiec.
– Jeżeli kiedyś byłyby u nas obowiązkowe szczepienia populacyjne przeciwko COVID-19 dla jakiejś grupy wiekowej, należałoby rozważyć, aby były to szczepienia darmowe bądź z dużą refundacją – dodał prof. Banach.
Naukowiec podkreślił, że sytuacja epidemiologiczna w Polsce sukcesywnie się poprawia i cieszy go stopniowe znoszenie obostrzeń. – To jest naturalny efekt wygaszania infekcji. Mamy jednak nadal wysoką liczbę zgonów, co jest niepokojące – zauważył Banach.
– Jest ładna pogoda i po tylu miesiącach izolacji chcemy z niej korzystać – przyznał. – Uważniej jednak czytajmy komunikaty, gdzie często dużymi literami jest napisane o możliwości zniesienia nakazu o noszeniu maseczek na powietrzu, a nie czytamy „drobnym drukiem”, że nadal powinniśmy zakrywać usta i nos w zamkniętej przestrzeni, utrzymywać dystans oraz dezynfekować ręce czy powierzchnie, wietrzyć pomieszczenia – przypomniał.
– Jeśli chcemy wrócić do normalności i – co ważniejsze – ją utrzymać, najpierw myśl o zasadach bezpieczeństwa chroniących przed COVID-19, a dopiero potem o korzyściach wynikających ze zniesienia niektórych restrykcji – przypomniał.
– Jeśli chcemy, aby otwierały się sklepy, kina, teatry musimy być odpowiedzialni – podkreślił naukowiec. – Korzystajmy z tego, że są znoszone obostrzenia, ale nie zachowujmy się jak wariaci, bo ciągle jeszcze mamy do czynienia z pandemią – zaapelował.
Ten koronawirus – jak mówił profesor – pozostanie z nami do końca naszego życia. – Tylko od nas zależy czy to będzie patogen taki jak grypa, czy, co jakiś czas będą pojawiać się kolejne fale pandemii – przestrzegł prof. Banach. – Jeśli nie będziemy uważać, jest ogromne ryzyko nawrotu dużej liczby zakażeń i zachorowań, czego wszyscy chcielibyśmy uniknąć – dodał.
Obecnie – jak przypomniał naukowiec – całkowicie zaszczepionych jest ponad 12 proc. Polaków. – Proszę pamiętać, że według najnowszych danych mamy nadal ponad 40-procentowe obłożenie miejsc covidowych w szpitalach i prawie 50 procent zajętych respiratorów oraz 60-procentowy roczny przyrost zgonów związanych z COVID-19 – powiedział.
– Trudno mi to mówić, bo wszyscy już mamy dosyć straszenia i chciałbym już powrotu do normalności, ale jeśli będziemy zbyt „otwarci” i mało odpowiedzialni, to przy tym poziomie szczepień, jest spore ryzyko następnych fal pandemii. Wyciągnijmy odpowiednie wnioski z pierwszej i drugiej fali – czego nie zrobiliśmy, gdzie popełniono błędy i dlaczego mieliśmy trzecią. Nie popełniajmy tych samych błędów i zróbmy wszystko, by uniknąć czwartej fali – podsumował prof. Banach.
RL / PAP / opr. ToMa
Fot. archiwum