Na osiedlu Niepodległości w Lublinie administracja osiedla wywiesiła ostrzeżenia przed „stadami dzików, które niszczą zieleń i stanowią zagrożenie dla mieszkańców”.
Ale to nie jedyne miejsce w Lublinie, w którym w pobliżu budynków mieszkalnych widywane są dziki. – Doniesienia o tych zwierzętach otrzymujemy z różnych części miasta – mówi rzecznik Straży Miejskiej w Lublinie, Robert Gogola. – Dostajemy je z północnej część Lublina: okolic ulic Zelwerowicza, Zawilcowej i Turystycznej. Ale dziki pojawiają się też w takich miejscach, jak rejon Starego Gaju, Zalewu Zemborzyckiego.
– Obecność dzików w Lublinie wynika z kilku przyczyn. Po pierwsze dzik jest zwierzęciem bardzo inteligentnym, podobnie zresztą jak świnia, która jest jego udomowioną formą. Dziki są mniej więcej tak inteligentne jak psy, więc mają inteligencję na poziomie dwuletniego dziecka. Szukając nowych źródeł pożywienia, są w stanie sprawdzić, że łatwo dostępny pokarm znajduje się tam, gdzie są ludzie, śmietniki czy uprawy – wyjaśnia dr. n. wet. Jerzy Ziętek z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie.
– Takie zachowania są spowodowane też rozrostem terenów zajmowanych przez człowieka. Miasta powiększają się, budujemy nowe drogi i te zwierzęta nie mają się gdzie podziać – wyjaśnia Michał Nowicki, adwokat i myśliwy.
– Nie można dokarmiać dzików. Każde podsypywanie im karmy powoduje, że dziki bardzo się do tego przyzwyczajają i podchodzą pod ludzkie siedliska – radzi strażnik Tomasz Lipiec z Państwowej Straży Łowieckiej w Lublinie.
Dziki mogą być groźne dla ludzi. Dlatego trzeba starać się ich unikać i absolutnie nie zaczepiać. – Ale nie zawsze się da nie zdenerwować dzika. Samica z młodymi może sądzić, że zagrażamy jej dzieciom i nas zaatakować. Ale samiec dzika, odyniec, może nas również zaatakować niejako bez powodu, bo uważa, że jesteśmy dla niego zagrożeniem – ostrzega dr. n. wet. Jerzy Ziętek.
– Jeśli zdarzy się, że to zwierzę nas zaatakuje i wyrządzi nam jakąś krzywdę, to właściwym, odpowiedzialnym za to organem jest wojewoda. Urząd wojewódzki, który sprawuje nadzór nad Państwową Strażą Łowiecką, będzie w takiej sytuacji odpowiedzialny cywilnie za poniesione przez nas obrażenia – tłumaczy Michał Nowicki.
– Należy jednak pamiętać, że nasze zachowanie podczas spotkania z dzikiem będzie w tej mierze miało znaczącą rolę – dodaje Michał Nowicki.
CZYTAJ: Lublin: zderzenie samochodu z łosiem. Zwierzęcia nie udało się uratować
Coraz częściej w Lublinie możemy spotkać nie tylko dziki, ale i łosie. – We wtorek, 18 maja o 9.00 rano na ulicy Węglarza doszło do kolizji, w której brały udział dwa samochody oraz łoś. Jak wynika ze wstępnych ustaleń, łoś wybiegł nagle na jezdnię. W wyniku tego zdarzenia żaden z kierowców ani pasażerów pojazdów nie odniósł obrażeń. Poszkodowane zostało jedynie zwierzę. Jego obrażenia były na tyle poważne, że konieczne było uśpienie łosia. W okolicy były też widziane inne łosie – opowiada komisarz Kamil Gołębiowski, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Lublinie.
– Formalnie łosie nie są pod ochroną, ale od lat 90. XX wieku obowiązuje moratorium na ich odstrzał. To znaczy, że od ponad 20 lat myśliwi na ten gatunek nie polują. Kiedy zakazano odstrzału, w całym kraju było kilka tysięcy łosi. Natomiast aktualnie żyje ich ponad 30 tysięcy. A trzeba pamiętać, że od lat 90. powiększyły się tereny miejskie, wzrosła liczba dróg. Stąd do takich wypadków będzie dochodziło coraz częściej, bo te zwierzęta po prostu nie mają się gdzie podziać – wyjaśnia Michał Nowicki.
Do lubelskiej Straży Miejskiej tylko w tym roku wpłynęło już 135 zgłoszeń dotyczących dzików. Przez cały 2020 rok zgłoszeń było 136.
Strażnicy ostrzegają, aby na własną rękę nie próbować odstraszać dzikiej zwierzyny.
ElKa / op. ToMa
Fot. Sebastian Pawlak