Mieszkańcy gminy Bychawa protestują przeciw opłacie adiacenckiej. Niektórzy z nich muszą zapłacić za przekształcenie działki rolnej w budowlaną nawet kilkanaście tysięcy złotych. Gmina ustaliła wysokość tej opłaty na najwyższym, 30-procentowym poziomie.
Chodzi nie tylko o opłatę za przekształcenie gruntów rolnych, ale także o wszystkie zmiany, jakie nastąpią na danym terenie. Pierwsze naliczenia zostały wysłane przed upływem 3 lat od przyjęcia uchwały. Jak twierdzą mieszkańcy, po to, by pieniądze nie przepadły gminie.
– Wezwano już ok. 9-10 osób. Jak na tereny wiejskie, to są bardzo duże pieniądze. Koleżanka dostała wezwanie do zapłaty, podzieliła 90-arową parcelę na 3 działki po 30 arów i za to dostała ponad 11 tysięcy złotych podatku. Obowiązuje dwutygodniowy okres do zapłaty, jeżeli się tego nie zrobi, zastosowane zostaną środki karne – opowiada jedna z mieszkanek.
O tym, dlaczego uchwała o naliczeniu takiej opłaty była konieczna, mówi burmistrz Bychawy Janusz Urban: – W 2018 roku miałem kontrolę Regionalnej Izby Obrachunkowej, która zarzuciła gminie Bychawa, że nie pobiera takiej opłaty. Uchwalenie tej uchwały przez radę miejską było konsekwencją kontroli i zaleceń pokontrolnych.
Jak tłumaczy radna powiatu lubelskiego i była radna rady miejskiej w Bychawie Anna Pawlas, 3 lata temu uchwała została przyjęta, ponieważ wprowadzono radnych w błąd.
– Wszyscy mówią jednym głosem, że nie bardzo świadomie to przyjmowali, bo nie byli dobrze poinformowani. Tamto uzasadnienie do uchwały było lakoniczne. Radni wierzyli w to, co mówi pan przewodniczący. Ufali włodarzowi. W innym wypadku nie wprowadziliby takiego haraczu. Dostali informację, że to jest opłata od sprzedaży, pokrywa ją kupujący, a wiadomo, że różne podatki się płaci.
– Odrolnia się działkę pod budowę zagrodową i można naliczyć opłatę raz. Potem przekształca się to na działkę budowlaną i można naliczyć opłatę drugi raz. Jest taka możliwość, żeby naliczyć opłatę również od infrastruktury, która jest wybudowana ze środków samorządowych. Z każdej tej operacji można naliczyć opłatę adiacencką między 20 a 30 procent. Gmina przyjęła maksymalną przewidywaną stawkę, a przecież mogła przyjąć, powiedzmy, połowę tej stawki czy nawet mniej.
– Żeby wystawić komuś nakaz płatniczy, trzeba to zrobić na podstawie czegoś – tłumaczy Anna Pawlas. – To są operaty szacunkowe. Firma te operaty robi. Za jedną działkę firma bierze 675 złotych, a do tego dochodzi jeszcze obsługa. Niektórzy mówią, że możemy zrobić 1 procent. Tego zrobić nie możemy, bo wtedy gmina będzie dopłacać za operaty i obsługę. Tu trzeba opłatę uchylić.
– Całkowite zniesienie opłaty nie jest możliwe w świetle prawa i orzecznictwa sądowego, według działania wojewodów uchylano uchwały, które całkowicie znosiły taką opłatę. Ustalenie niższej stawki procentowej jest możliwe – zaznacza Janusz Urban. – Taki projekt uchwały do mnie wpłynął i będzie obradowany. Znajdzie się na obradach podczas najbliższej sesji pod koniec maja.
Mieszkańcy wystosowali też w tej sprawie pismo do posłów z województwa lubelskiego. Uważają, że problem tkwi w ustawie o nieruchomościach z 1997 roku, która daje możliwości naliczania opłaty adiacenckiej. W piśmie do posłów wnoszą o ustalenie jednolitej stawki. Chcą też wprowadzenia opłaty obowiązkowo, a nie za sprawą uchwały danego samorządu.
RyK / opr. WM
Fot. pixabay.com