Polscy piłkarze ręczni przegrali na wyjeździe z Holandią 30:32 w meczu ostatniej, 6. kolejki grupy 5. eliminacji mistrzostw Europy 2022. W składzie polskiej drużyny było dwóch zawodników Azotów Puławy – Rafał Przybylski i Dawid Dawydzik. Pomimo porażki Biało-Czerwoni awansowali do turnieju finałowego, który w przyszłym roku odbędzie się na Węgrzech i Słowacji.
Po zwycięstwie nad Słowenią w Opolu polscy szczypiorniści byli przed niedzielnym meczem w dosyć komfortowej sytuacji. Już remis z reprezentacją Holandii zapewniał im awans, ale porażka też nie odbierała szans. Podopieczni trenera Partyka Rombla zapowiadali jednak, że nie zamierzają kalkulować. Chcieli zrewanżować się rywalom za marcową przegraną we Wrocławiu (26:27) i zająć drugie miejsce w grupie.
Spotkanie lepiej rozpoczęli gospodarze, którzy w trzeciej minucie prowadzili 3:1, a dwie z tych bramek zdobył rozgrywający Paris Saint-Germain Luc Steins. Nie zdeprymowało to jednak biało-czerwonych, którzy już trzy minuty później doprowadzili do remisu (3:3 – bramka Arkadiusza Moryty). Po kolejnych 180 sekundach goście prowadzili 6:4, a bramkarza Holendrów Barta Ravesbergena pokonał Tomasz Gębala.
Tego prowadzenia polscy szczypiorniści nie utrzymali jednak zbyt długo. W 12. min po bramce Aleca Smita był remis 7:7, a po chwili gospodarze wyszli na prowadzenie, po trafieniu Kaya Smitsa. Dwie minuty później Adama Morawskiego w polskiej bramce zastąpił Mateusz Kornecki. Zawodnik Vive swój pobyt na parkiecie rozpoczął od obrony rzutu Samira Benghanema. Już do końca pierwszej części gry wynik najczęściej oscylował wokół remisu, choć gospodarze kilkakrotnie wychodzili na dwubramkowe prowadzenie. Po 30 minutach podopieczni trenera Erlingura Richardssona prowadzili 17:16, po trafieniu w ostatnich sekundach Bobby’ego Schagena.
Drugą część gry Polacy rozpoczęli fatalnie. Gospodarze robili w ataku co chcieli. W 36. min Morawskiego pokonał Benghanem i prowadzili już 23:18. Po czasie wziętym przez trenera Rombla gra biało-czerwonych zaczęła wyglądac znacznie lepiej. W 39. min Holendrzy prowadzili jeszcze 24:20, ale w ciągu następnych sześciu minut Morawski zachował czyste konto, a jego koledzy z pola rzucili cztery bramki z rzędu. Na kwadrans przed końcem po szóstym trafieniu Tomasza Gębali był już remis 24:24.
Wydawało się, że polska drużyna kontroluje sytuację na boisku, ale złe demony znów powróciły. Błędy w obronie i nieskuteczność w ataku błyskawicznie wykorzystali rywale, którzy po bramce Kaya Smitsa w 51. min prowadzili 27:24, a cztery minuty później już 29:25. Biało-Czerwonych stać było tylko na zmniejszenie strat. Ich „katami”, podobnie jak i w pierwszym pojedynku tych drużyn, byli Smits i Steins, który w sumie zdobyli 14 bramek.
Mimo tej porażki, dzięki korzystnym wynikom w innych grupach, Polski zespół awansował do finałowego turnieju mistrzostw Europy, który w styczniu przyszłego roku zostanie rozegrany na Węgrzech i Słowacji.
Inny zawodnik Azotów Andrii Akimenko rzucił 4 bramki dla reprezentacji Ukrainy, która w eliminacyjnym meczu przegrala na wyjeździe z Czechami 22:27.
AR / PAP / opr. ToMa
Fot. archiwum