Psychiatra: lockdown zwiększył skłonności depresyjne u dzieci

woman 1006100 1920 2021 05 30 194432

W lockdownie na oddział psychiatrii dziecięcej trafiali młodzi pacjenci, którzy wcześniej nie mieli skłonności depresyjnych – powiedziała psychiatra Małgorzata Wyrębska-Rozpara ze szczecińskiego szpitala „Zdroje”. Zaznaczyła, że nie wiadomo, jak długo mogą utrzymywać się objawy depresyjne związane z pandemią.

– Kiedy zaczął się pierwszy lockdown, w marcu ubiegłego roku, na oddziale było bardzo mało zgłoszeń. Wszyscy się chyba bali, było dużo niepewności. Dzieci nawet cieszyły się z nauczania online; przez pierwsze dni nie było to takie straszne. Mieliśmy wtedy 15 pacjentów na 36 łóżek, a zwykle w tym okresie mamy ich o wiele więcej – powiedziała w rozmowie z PAP psychiatra Małgorzata Wyrębska-Rozpara, kierująca Oddziałem Psychiatrii Dziecięcej i Młodzieżowej szczecińskiego szpitala „Zdroje”.

Dodała, że sytuacja zmieniła się podczas drugiego lockdownu, gdy ponownie zamknięte zostały szkoły – tym razem na dłużej, a uczniowie raz jeszcze pozostali w domach i uczyli się zdalnie.

– W tej chwili zgłasza się bardzo dużo pacjentów, mamy duże nadstany. Dzieci są bardzo zagubione – o czym wiedzą wszyscy, nie jest to wielkie odkrycie – wskazała psychiatra.

Zaznaczyła, że według jej obserwacji lekcje zdalne przez niektórych młodych ludzi, wcześniej mających skłonność do lęków, były odbierane lepiej niż przez ich rówieśników.

– To młodzież, która bała się konfrontacji z nauczycielem, z rówieśnikami, różnych sytuacji w szkole. Z lekcji wyjść nie mogli – teraz mieli możliwość wyłączyć kamerkę przy komputerze i tylko słuchać – wskazała lekarka. Podkreśliła jednak, że osoby te bardzo boją się powrotu do normalnego trybu szkolnego.

Jedną z przyczyn niechęci powrotu do szkolnych ławek w pełnym wymiarze może być u niektórych młodych osób także to, że np. nabrały masy ciała, czemu sprzyjał lockdown z brakiem regularnych zajęć fizycznych i czasowym zakazem wychodzenia dzieci i młodzieży z domu bez opieki.

– Mamy w tej chwili bardzo dużo dziewcząt z zaburzeniami odżywiania, które zaczęły się drastycznie odchudzać. Dawno nie mieliśmy takiej sytuacji na oddziale. Choć nie mogę powiedzieć na pewno, czy należy to wiązać bezpośrednio z pandemią – zastrzegła Wyrębska-Rozpara.

Wskazała, że na oddział psychiatrii dziecięcej, którym kieruje, w październiku i w listopadzie, gdy zwykle przybywa pacjentów, w ubiegłym roku dodatkowo pojawiły się także dzieci, które wcześniej nie miały skłonności depresyjnych.

– W momencie, gdy zostali zamknięci w domu, przestali sobie radzić. Jest dużo skarg na brak motywacji do nauki. Dzieci nie mogą się zmobilizować, żeby włączyć komputer i siedzieć przy nim sześć godzin – zaznaczyła psychiatra.

Wspomniała jednego ze swoich pacjentów, który wiązał swoje złe samopoczucie właśnie z nauczaniem zdalnym. – Opuścił się w nauce, z dobrego ucznia stał się średnim, nie wychodził, bo uważał, że to nie ma sensu. Był w pierwszej klasie liceum, więc nie zdążył się nawet poznać z nową klasą. Leczenie farmakologiczne, spotkania z psychologiem tylko trochę poprawiały jego jakość życia – opisywała Wyrębska-Rozpara.

Wskazała, że podczas niedawnej wizyty chłopiec przyznał, że cieszy się, ale i boi powrotu do szkoły. – Liczy na to, że kiedy pójdzie do szkoły, zacznie znowu żyć, pokłada w tym dużo nadziei. Myślę, że gdyby nie lockdown i nauczanie zdalne, ten chłopak nie miałby takich problemów – powiedziała psychiatra.

U młodych ludzi, którzy przez długie miesiące zamknięci byli w domach, lekarka zauważyła też częstsze uzależnienie od komputera; miało na to wpływ przeniesienie kontaktów z rówieśnikami do mediów społecznościowych.

– Wielu rodziców zgłasza ten problem – dzieci siedzą z nosem w telefonie, a zabranie mu go wiąże się z awanturą na taką skalę, że bywa, iż wzywana jest nawet karetka, dochodzi wręcz do demolowania sprzętów domowych – powiedziała lekarka.

Zaznaczyła, że na psychikę dzieci mają też wpływ lęki rodziców, nieczęsta wcześniej sytuacja długotrwałego przebywania całej rodziny w domu, rozluźnienie więzi rodzinnych z dalszymi krewnymi, ale także lęk o zdrowie swoje i bliskich.

– Miałam ostatnio pacjentkę, która zachorowała na COVID-19 i miała wielkie wyrzuty sumienia, że zaraziła tatę, który wylądował w szpitalu i ledwo z tej choroby wyszedł. Czuła się winna – mówiła Wyrębska-Rozpara.

Jak zaznaczyła, dodatkowe problemy pojawiły się w pandemii także u dzieci, które doświadczały przemocy w rodzinie – wcześniej ich stan mógł zostać zauważony w szkole.

– Byli też pacjenci, którzy wstydzili się włączyć komputer i uczestniczyć w lekcji; zdarzało się, że nauczyciel i klasa byli świadkami, jak ich rodzic wpadał do pokoju z krzykiem – bo dziecko nie pozmywało naczyń – mówiła lekarka.

Wskazała, że nie wiadomo jeszcze, jak długo mogą utrzymywać się objawy depresyjne związane z lockdownem i pandemią, tym bardziej, że sytuacja nadal nie jest pewna i nie wiadomo, czy we wrześniu nauczanie wróci do normalnego trybu.

Zapytana o to, jak pomóc młodym osobom, które odczuwają tego typu skutki zamknięcia w domu podkreśliła, że rodzice powinni wspierać dzieci i starać się nie przelewać na nie swoich lęków.

– My, dorośli, też mamy prawo czegoś się obawiać, być niepewni, mieć swoje lęki, ale nie należy przekazywać ich dzieciom. Nie chodzi o to, by ukrywać przed dziećmi swoje uczucia, ale by wytłumaczyć im to, rozmawiać z nimi. Choć oczywiście, szczególnie nastolatkowie, często nie chcą z rodzicami rozmawiać. Ale trzeba próbować – zaznaczyła psychiatra.

Podkreśliła, że rodzice często bagatelizują problemy dziecka, mówiąc „nie przesadzaj” czy „myśl pozytywnie”. – To nie działa u dziecka, któremu wszystko się wali – wskazała.

– Trzeba przede wszystkim słuchać tych naszych dzieci. Bo one potrafią powiedzieć, tylko nie zawsze dorośli chcą ich wysłuchać – podsumowała lekarka.

RL / PAP / opr. WM

Fot. pixabay.com

Exit mobile version