Po Murach Samaris i Urbikandyjskiej gorączce Mroczne Miasta (wyd. Scream Comics) objawiają się nam po raz kolejny. Tym razem padło na Wieżę, napisaną i narysowaną przez zgrany duet Benoit Peeters i Francois Schuiten. Jako, że padło na wykwintnych artystów zaznajomionych ze światem sztuki, pierwsze skojarzenie jakie może nam się nasunąć – Wieża Babel Bruegla – jest prawidłowe i znajduje odzwierciedlenie w albumie. Drugie – spoglądając na twarz głównego bohatera opowieści patrzącą na nas z okładki – jest równie trafne, bo oto autorzy w roli głównej osadzili tu Orsona Wellesa, reżysera, aktora, radiowca. Nawiązań, cytatów i różnego rodzaju smakowitych kąsków jest tu pełno. Choć niektórzy w tych cytatach, szczególnie podczas lektury bardzo przegadanego początku albumu, mogą się zaplątać. Ale jest to rzecz do podziwiania – rysunki jak zwykle są perfekcyjne, architektonicznie zagmatwane i oddający każdy detal. Cieszy oko sposób, w jaki na kartach tego czarno-białego komiksu znalazł ostatecznie zastosowanie kolor. Cieszy również tematyka. Głównym bohaterem jest konserwator strzegący segmentu wieży. Zaniepokojony faktem że od wielu lat jego praca jest o tyle lekka, co bezsensowna, i podejrzewający, że jego zwierzchnicy mogli o nim zapomnieć, wyrusza w podróż. Podróż, podczas której przemierzy całą wieżę, a na swojej drodze – mimo, że początkowo nie będzie ku temu żadnych przesłanek – spotka wielu ludzi. Co go czeka na końcu tej wyprawy? Powiem tylko, że przewrotność, charakterystyczna dla krótkich form komiksowych publikowanych w odległych czasach. Wieża to komiks o zdecydowanie wysokich walorach artystycznych, czerpiący z dorobku kulturowego minionych wieków.
A teraz: ważne wznowienie, czyli Przybysz (wyd. kultura gniewu) Shauna Tana znów w sprzedaży. Ten album to historia stara jak świat – mężczyzna opuszcza swój kraj i rodzinę, wyruszając w nieznane w celu odnalezienia lepszego miejsca do życia. Źródłem uniwersalności Przybysza jest forma komiksu niemego, którą z rozmysłem Tan wybrał jako narzędzie do realizacji postawionych przed sobą celów. Brak jakiejkolwiek słownej narracji i dialogów pozwala na pełną identyfikację czytelnika z bohaterem, znajdującym się w zupełnie nowym otoczeniu, wśród osób mówiących innym językiem, których życie toczy się według obcych mu obyczajów. Nie jest to pretekstowe wykorzystanie komiksu niemego. Każda scena, przedstawiająca próby porozumienia się bohatera z obywatelami innego kraju, mimo braku słów, zawiera w sobie gigantyczny ładunek treści. Z tej podstawowej cechy wynikają kolejne. Shaun Tan, mimo iż doświadczenia emigrantów zna z autopsji, akcję swojego komiksu umieścił w krajach anonimowych. I choć można w nich doszukiwać się paralel z państwami obecnymi na mapie świata, lepiej jest skupić się na pewnych zjawiskach społecznych, nad których analizą Tan z niesamowitą wrażliwością się pochyla. Począwszy od spraw podstawowych, w rodzaju problemów z przejściem przez granicę, poprzez akomodację do nowych warunków, aż po fenomenalne metafory największych plag ludzkości – wszystko to autor ukazuje niezwykle precyzyjnie i celnie. Osadzenie akcji w nieznanym świecie pozwoliło Tanowi na ukazanie tego świata w baśniowym wręcz wymiarze. Pełno w nim niesamowitych stworów, wspaniałych budynków i zjawisk przyrodniczych. Ma to swoje podłoże w zabiegu zidentyfikowania się czytelnika z bohaterem i odczuwania nowego świata w sposób, jaki on go odczuwa, ale przy okazji jest również pretekstem do ukazania fenomenalnych zdolności rysowniczych Tana. Strona graficzna albumu zachwyca zarówno swoją stylizacją na stare ryciny, precyzją i szczegółowością, jak również świetnym kadrowaniem. Bardzo dobrze, że Przybysz wrócił na rynek.