Polscy siatkarze przegrali z Brazylią 1:3 (w setach 25:22, 23:25, 16:25, 14:25) w rozgrywanym we włoskimi Rimini finale Ligi Narodów siatkarzy.
Polacy tylko w dwóch pierwszych setach nawiązali walkę ze świetnie dysponowanymi Brazylijczykami. Ale srebrny medal rozgrywek to i tak ogromne osiągnięcie naszych mistrzów świata, którzy potraktowali Ligę Narodów głównie jako przygotowanie do igrzysk olimpijskich.
Polski atakujący Bartosz Kurek został wybrany też jednym z dwóch najlepszych zawodników całych rozgrywek. Drugim jest Brazylijczyk Wallace De Souza. W najlepszej drużynie Ligi Narodów znalazło się też trzech innych Polaków: Fabian Drzyzga (najlepszy rozgrywający), Michał Kubiak (jeden z dwóch najlepszych przyjmujących), Mateusz Bieniek (jeden z dwóch najlepszych środkowych).
To pierwszy triumf „Canarinhos” w tych rozgrywkach, które w tym roku z powodu koronawirusa miały postać miesięcznego turnieju w Rimini. Była to trzecia edycja Ligi Narodów. W tej pierwszej sprzed trzech lat (ubiegłoroczna została odwołana z powodu pandemii COVID-19) Polacy zajęli piąte miejsce, a rok później trzecie. Brazylijczycy w przeszłości dwukrotnie plasowali się na czwartej pozycji.
Rozgrywki te zastąpiły w siatkarskim kalendarzu Ligę Światową. W tamtych rozgrywkach Biało-Czerwoni triumfowali w 2012 roku, a Brazylijczycy rekordowe dziewięć razy.
Po brąz rozgrywek sięgnęli Francuzi, którzy pokonali Słoweńców 3:0 (25:20, 25:18, 25:19).
W niedzielę Polacy i Brazylijczycy po raz pierwszy w tej edycji Ligi Narodów usłyszeli przed meczem hymny narodowe. Wcześniej organizatorzy zrezygnowali z tej tradycji, tłumacząc się względami bezpieczeństwa związanymi z pandemią.
W finale zmierzyły się dwie najlepsze drużyny fazy zasadniczej. W niej w pojedynku tych ekip dwa tygodnie temu zdecydowanie lepsi byli Brazylijczycy. Z podstawowego składu w ekipie z Ameryki Południowej brakowało wówczas tylko Lucasa Saatkampa, który do zespołu dołączył później ze względów rodzinnych. U Biało-Czerwonych nie zagrali wtedy Bartosz Kurek, Paweł Zatorski, Piotr Nowakowski, a Wilfredo Leon pojawił się na boisku jedynie na chwilę. Tym razem wszyscy byli w wyjściowej „szóstce”, a kibice obejrzeli obu pochodzących z Kuby przyjmujących, którzy zaliczani są do ścisłej światowej czołówki. Leon od dwóch lat występuje w biało-czerwonych barwach, a Yoandry Leal w tym samym czasie wzmocnił brazylijską kadrę.
Zespoły te mierzyły się m.in. w finale dwóch ostatnich edycji mistrzostw świata i w obu tych meczach górą byli Polacy. Tak samo zakończył się ich pojedynek o trzecie miejsce poprzedniej edycji LN sprzed dwóch lat. „Canarinhos” z kolei cieszyli się ze zwycięstwa w pojedynku w ramach Pucharu Świata 2019.
W niedzielę w pierwszym secie obie drużyny dobrze spisywały się w obronie, czego efektem były długie akcje. Skuteczne kontry pomogły Biało-Czerwonym objąć prowadzenie 8:6. Wówczas atakujący obu ekip – Kurek i Wallace de Souza – zamienili swoje tradycyjne koszulki na różowo-fioletowe, na których dodatkowo mieli na plecach nazwisko siatkarki, która występuje z takim samym numerem jak oni. Grali w nich do drugiej przerwy technicznej. Było to częścią akcji Międzynarodowej Federacji Piłki Siatkowej promującej równość płci.
W trakcie tej odsłony kilkakrotnie podopieczni Vitala Heynena odskakiwali, ale rywale odrabiali straty. Od stanu 20:20 już jednak na to nie pozwolili, w czym udział miał serwujący Leon. Ostatni punkt tej odsłony zdobył Kurek.
Kolejną lepiej zaczęli Brazylijczycy, którzy często zatrzymywali naszych mistrzów świata blokiem (3:6). W połowie tej partii zaczęły się pojawiać dodatkowe emocje, przedłużały się dyskusje z sędziami. Wydaje się, że w pewnym momencie wpłynęło to na skupienie Polaków. Spadła też efektywność w ataku Kurka, a po drugiej stronie uaktywnił się Leal, którego wcześniej Biało-Czerwoni nieco wyłączyli z gry. Podopieczni Heynena stopniowo jednak odrabiali straty, w czym pomogła im m.in. zagrywka Fabiana Drzyzgi oraz powrót lepszej skuteczności reprezentacyjnego atakującego (18:18). Potem znów błysnął Leal, a na koniec tej partii Leon zepsuł serwis.
Zawodnicy Carlosa Schwanke (zastępował w Rimini głównego szkoleniowca Brazylijczyków Renana Dal Zotto, który wciąż dochodzi do siebie po ciężkim przejściu zakażenia koronawirusem) poszli za ciosem. Regularnie nękali Polaków trudnymi zagrywkami, z którymi ci mieli duże kłopoty. Przy stanie 7:10 Heynen w miejsce Leona posłał do gry na nieco dłużej Kamila Semeniuka.
Nieco później dokonał kolejnych roszad – pojawili się Łukasz Kaczmarek, Aleksander Śliwka i Grzegorz Łomacz. Do zmiany nie doszło na środku – podczas sobotniego półfinału kłopot z mięśniami brzucha zgłosił Jakub Kochanowski i szkoleniowiec w niedzielę dał mu odpocząć. Mimo pojawienia się na boisku nowych graczy, sytuacja się nie zmieniła – mistrzowie świata nadal nie radzili sobie w ofensywie.
Na początku czwartego seta Biało-Czerwoni wrócili do wyjściowego ustawienia, ale to również nie dało rezultatu. Rozpędzeni „Canarinhos” punktowali bez problemu, wciąż nakładając dużą presję swoimi zagrywkami na rywali. Tym ostatnim zaś wyraźnie brakowało energii. Gdy Brazylijczycy wypracowali bezpieczną przewagę (18:12, 22:14), ich rezerwowi zaczęli już powoli fetować triumf. Polacy nie byli w stanie zrobić nic, by im to uniemożliwić.
Obie ekipy przygotowują się do zbliżających się igrzysk w Tokio. Heynen po fazie zasadniczej podał nazwiska jedenastu graczy z dwunastki, którą zabierze na turniej olimpijski. Decyzję dotyczącą libero ma podać po zakończeniu Ligi Narodów. O ostatnie miejsce w składzie walczyli Zatorski i Damian Wojtaszek. Zarówno w półfinale, jak i w finale wystąpił pierwszy z nich. I to on oficjalnie uzupełnił 12-osobowy skład reprezentacji Polski siatkarzy na igrzyska w Tokio.
RL / PAP / opr. ToMa
Fot. www.fivb.com