Dzień Ratownika Wodnego to święto wszystkich ratowników Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Stowarzyszenie powstało w 1962 roku, a osobowość prawną WOPR uzyskał w 1967 roku. Od 2006 roku ratownictwo wodne jest włączone do systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego.
O pracy ratowników wodnych reporterka Radia Lublin rozmawiała z prezesem Rejonowego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Lublinie, Robertem Wawruchem:
– To ciężka praca, przede wszystkim odpowiedzialna. Oczywiście, jeśli patrzy się z boku na pracę ratownika, to wydaje się, że to człowiek, który leży na leżaku z okularami na nosie i nic nie robi. To tylko pozory. Ta praca wymaga ciągłego skupienia. To nieustanna obserwacja lustra wody i przede wszystkim kolosalna odpowiedzialność za życie innych ludzi – mówi Robert Wawruch. – By zostać ratownikiem, trzeba zrobić specjalny kurs i mieć inne, przydatne w ratownictwie wodnym uprawnienia. Należy mieć skończony kurs kwalifikowanej pierwszej pomocy i być zatrudnionym przez podmiot uprawniony do wykonywania ratownictwa lub być jego członkiem.
– Wakacje to bardzo trudny sezon dla wszystkich ratowników w Polsce i na świecie – podkreśla Robert Wawruch. – Ludzie mają wolny czas i ciągną nad wodę. Przy dużym nasłonecznieniu i ładnej pogodzie liczba osób nad wodą wzrasta niewspółmiernie. Na terenie województwa działa kilkanaście drużyn WOPR-u, które patrolują zbiorniki na łodziach motorowych. Pilnują ogólnie pojętego bezpieczeństwa, pomagają jednostkom pływającym przy wszelkiego typu awariach, ale przede wszystkim przy wywróceniach jednostek pływających, najczęściej są to kajaki i żaglówki. W okresie wakacyjnym mamy 24-godzinny dyżur na Wiśle. Ratownicy są w stanie bardzo szybko udzielić tam pomocy. Oprócz tego monitorowany jest stan Wisły pod względem powodziowym. Wody Polskie sprawdzają go w sposób profesjonalny na całej długości Wisły. W sytuacjach ekstremalnych ratownicy przystępują do działania.
– Jeżeli kąpielisko zostało zgłoszone, to musi mieć ratowników – zaznacza Robert Wawruch. – Nie wszystkie miejsca, w których powinni być ratownicy, mają zatrudnionych ratowników. Niestety dalej spotykamy się z oszczędzaniem na bezpieczeństwie. Miejsce strzeżone przez ratownika jest miejscem bezpiecznym. Tu statystyki są nieubłagane i jednoznaczne. Sto procent utonięć, jakie zdarzyły się w Polsce w przeciągu ostatnich lat, miały miejsce poza terenem strzeżonym przez ratowników.
– Nie zmienia to faktu, że o nasze bezpieczeństwo musimy zadbać sami. Przede wszystkim: nie pijmy alkoholu nad wodą. To zawsze złe połączenie. Traktujmy to połączenie jak jazdę samochodem po alkoholu. Nie skaczmy też do wody, której nie znamy. Co roku wiele osób łamie w ten sposób kręgosłup. Osobnym zagadnieniem bezpieczeństwa są dzieci. Pilnowanie dzieci nie polega na ich obserwacji od czasu do czasu i na zerknięciach z kocyka. Szczególnie zwracamy uwagę na dmuchane zabawki. Także dorośli zaczynają traktować je jak jednostki pływające. Nic bardziej złudnego. To bardzo niebezpieczne podejście. Materac służy do leżenia, ewentualnie do zabawy na płytkiej wodzie, a nie do pływania po całym jeziorze. To może bardzo szybko doprowadzić do tragedii – dodaje Robert Wawruch.
W województwie lubelskim działa pięć aktywnych jednostek ratowników wodnych.
RyK / opr. WM
Fot. pixabay.com