Dziesiąty tom serii Punisher Max (wyd. Egmont Polska) jest zarazem ostatnim – ale fani Pogromcy nie powinni lać łez, ponieważ polski wydawca zapowiedział kolejną odsłonę jego przygód, również przeznaczoną dla dorosłego czytelnika, tym razem z linii wydawniczej Marvel Knights, czyli Rycerzy Marvela. Punisher Max oferował przede wszystkim mocne, brutalne i zapadające w pamięć opowieści Gartha Ennisa i Jasona Aarona. Ennis pokazał Franka starym, lecz wciąż sprawnym, zaś Aaron stworzył zamkniętą opowieść o zemście czerpiącą z klasycznych motywów komiksów z tą postacią. Na deser, w dziesiątym tomie, dostajemy zbieraninę scenarzystów i rysowników, którzy podają nam krótkie historie z Punisherem w tle. Te opowiastki skupiają się na postaciach nam nieznanych, w których życia choćby na chwilę wkracza siejący popłoch Frank pozostawiając za sobą odpowiednie wrażenie. Warto podkreślić, że jedną z opowieści napisał Peter Milligan – wciąż nie do końca odkryty w Polsce scenarzysta pochodzący z tzw. „inwazji brytyjskiej”, której efektem był podbój rynku amerykańskiego przez autorów z Wysp na początku lat 90. ubiegłego wieku. Ostatni tom serii rysowany jest na poziomie, scenariuszowo jest to fajne domknięcie cyklu. Fanom Franka polecam i czekam na więcej – już we wrześniu pojawi się wspomniany album z cyklu Marvel Knights autorstwa duetu Ennis/ Dillon, a patrząc na to, że polski edytor coraz przychylniej spogląda na przypominanie czytelnikom bardzo sprawnie zrealizowanych opowieści z lat 80. i 90., to całkiem możliwe, że fani Punishera doczekają się tych interesujących powrotów do przeszłości, w których królowali Mike Baron, Jim Lee czy Whilce Portacio.
Tymczasem nowej edycji na polskim rynku doczekał się Sandman (wyd. Egmont Polska) Neila Gaimana. Pierwszy tom dziesięcioalbumowej sagi, zatytułowany Preludia i nokturny to zestaw zeszytów, które wprowadziły pisarstwo Gaimana do serc czytelników i które przedstawiły światu rodzinę Nieskończonych, z tytułowym Snem na czele. Dzieło uznawane jest za przedstawiciela dojrzałej, literackiej fantastyki. Rozpoczętej w 1989 a zakończonej w 1996 roku historii Gaiman zawdzięcza szereg nagród, na czele z nagrodą Eisnera, Harveya oraz World Fantasy Award. Sandman to gratka dla tych, którzy lubują się w wyszukiwaniu cytatów – Gaiman nałogowo czerpie tu z mitologii, religii, kultury, sztuki i literatury. Pamiętam, że kiedy po raz pierwszy czytałem zawartą w tym zbiorze Nadzieję w piekle, uznałem ten rozdział za niezwykle przerażający i będący wręcz syntezą strachu skumulowaną na kartach komiksu. Gaiman dał tu dużo od siebie, sporo również zaczerpnął od innych autorów ale również przyciągnął parę konceptów ze swoich wcześniejszych prac. Wśród komiksiarzy panuje opinia, że Preludia i Nokturny to jeden z najlepszych tomów cyklu. I ponowna jego lektura chyba też skłania mnie ku temu przekonaniu. Porównując z pierwszym, rozbitym na dwa tomy, wydaniem debiutanckiego tomu Sandmana oraz z wersją oryginalną, wychwyciłem, że ta nowa edycja posiada podrasowane komputerowo kolory oraz – co jest rzeczą oczywistą, bo uderzającą już z okładki – odnowioną szatę graficzną w wykonaniu Dave’a McKeana. Te kolory, bardziej jaskrawe i wymuskane, dla niektórych będą wadą, dla innych zaletą. Osobiście jestem fanem brudnych wersji oryginalnych i płaskich kolorów zastosowanych w pierwotnej odsłonie. Od tego tomu warto zacząć przygodę z tą zamkniętą serią. Bardzo dobrze, że Sandman wrócił na księgarskie półki – to jeden z tych komiksów, którego stała dostępność powinna być zapewniona.
Fot. ToMa