Czwarty dzień igrzysk olimpijskich w Tokio miał słodko-gorzki smak dla reprezentantów Polski.
Kibice kochają niespodzianki, a ich szczególną sympatię zyskują zawodnicy, na których przed igrzyskami mało kto stawiał. Tak było w przypadku judoczki Julii Kowalczyk. Ci, którzy wstali bladym świtem, by zobaczyć rywalizację w kategorii do 57kg, zapuchnięte oczy przecierali ze zdumienia widząc, jak reprezentantka Polski w dwóch pierwszych rundach pokonuje faworyzowane rywalki – Węgierkę Hedvig Karakas i Portugalkę Telmę Monteiro.
CZYTAJ: Zwycięstwo siatkarzy, smutek Świątek. Kolejny dzień igrzysk w Tokio
– Uważam, że występ Julki był bardzo dobry – mówi były reprezentant Polski Krzysztof Wiłkomirski: – Pokonała rywalki, z którymi do tej pory sobie nie radziła – dodaje.
Zaporą nie do przejścia w ćwierćfinale okazała się Kanadyjka Jessica Klimkait. Później była jeszcze szansa na brąz w repesażach, ale marzenia o medalu wybiła Polce z głowy Gruzinka Eteri Liparteliani. Ostatecznie Julię Kowalczyk sklasyfikowano na 7. miejscu, ale Krzysztof Wiłkomirski bardzo pozytywnie ocenia jej występ: – To, co dzisiaj robiła Julka, to tak, jakby pobijała kolejne życiówki. W walce z aktualną mistrzynią świata sobie nie poradziła, ale była po bardzo ciężkiej, 9-minutowej walce i myślę, że to też miało znaczenie. Szkoda trochę tej walki repesażowej. Z każdą minutą, podobnie jak to było w tych pierwszych walkach, przejmowała inicjatywę. Wkładała w te walki naprawdę mnóstwo serca. Z mojego punktu widzenia, patrząc na chłodno, zrobiła więcej niż od niej oczekiwano.
Na zdecydowanie więcej liczyliśmy w tenisowym turnieju singlistek. Tymczasem już w 2. rundzie zawodów odpadła Iga Świątek. Zwyciężczyni Rolanda Garrosa w dwóch setach musiała uznać wyższość Hiszpanki Pauli Badosy.
– Spodziewałem się, że będzie ciężki mecz, ale miałem nadzieję, że wygra. Niestety, po prostu była słabsza. – mówi Wiesław Księski, trener w Klubie Tenisowym Avia Świdnik. Jego zdaniem o porażce Polki zadecydowała dyspozycja dnia: – Każdy z każdym może wygrać. Podstawowe statystyki w tym meczu: Badosa – 6 asów, nasza – 0. Druga rzecz: procent pierwszego serwisu, czyli kluczowa rzecz, zwłaszcza na kortach szybkich, na betonie. U Badosy – 82 procent, u naszej – 58 procent. To szalona różnica. Mecz był wyrównany. To nie jest tak, że Iga przegrała tam z kretesem, bo w zasadzie, w ogólnej ilości punktów, różnica była 11 punktów. Ale sześć asów to jest sześć punktów bez gry, i jeszcze niewymuszone błędy. Nasza zrobiła o 10 więcej. To jest 16 punktów oddanych przeciwniczce bez gry. Nie da się wygrać jeżeli jest taka sytuacja.
Honoru Polaków w singlu będzie jeszcze bronić Hubert Hurkacz, a Igę Świątek czeka rywalizacja w mikście w parze z Łukaszem Kubotem.
Na wysokości zadania tym razem stanęli siatkarze. Po inauguracyjnej przegranej z Iranem 2:3, dziś biało-czerwoni bez straty seta pokonali Włochów.
– Dzisiejszy mecz z reprezentacją Włoch był na pewno dużo spokojniejszy w wykonaniu naszej reprezentacji, a co za tym idzie przekładało się to na pewność siebie poszczególnych zawodników – analizuje drugi trener LUK Politechniki Lublin Maciej Kołodziejczyk, który podkreśla, że kluczem do wygranej była bardzo solidna zagrywka: – Im lepiej zagrywamy, odrzucamy przeciwnika od siatki, tym łatwiej jest potem zbudować system gry „blok-obrona”, więc powiedzenie „kto zagrywa, ten wygrywa” jest tutaj jak najbardziej na miejscu. Fajnie, że w reprezentacji praktycznie każdy z chłopaków, który idzie w pole serwisowe jest w stanie dać bardzo dobrą zagrywkę, utrudniającą rozegranie dobrej akcji rywalom, więc myślę, że to będzie nasza główna broń w tych decydujących pojedynkach.
A kolejnymi przeciwnikami drużyny trenera Vitala Heynena w olimpijskim turnieju będą reprezentacje Wenezueli, Japonii i Kanady.
Na koniec jeszcze o jednej dyscyplinie sportu, która debiutuje na igrzyskach olimpijskich. W Tokio rozdano medale w skateboardingu, czyli w jeździe na deskorolce. W konkurencji street zwyciężyła Momiji Nishiya. Japonka została jedną z najmłodszych mistrzyń olimpijskich, bo w dniu triumfu miała dokładnie 13 lat i 330 dni. Co ciekawe, młodsza o 127 dni Brazylijka Rayssie Leal stanęła na drugim stopniu podium.
– Sukcesy tak młodych zawodników nie są zaskoczeniem – mówi Jacek Jaco Harasimiuk z lubelskich Warsztatów Deskorolki: – Dlaczego wygrywają? Bo się nie boją. Jest im łatwiej złapać równowagę, łatwiej przełamać to, że chcą coś zrobić. Osoba, która jest w wieku po osiemnastce, albo nawet przed trzydziestką myśli o tym, że coś może się stać, a tutaj jeszcze jest jakby blisko do ziemi, jest lepsze nastawienie. Myślę, że to jest fajne – że przełamują swoje bariery. Na pewno jest to kolorowe i nienaznaczone jakimiś regułami, jak w innych sportach olimpijskich.
Specjalistki od deskorolki do rywalizacji powrócą 4 sierpnia. W konkurencji park Polskę będzie reprezentować Amelia Bródka.
JK/ opr. DySzcz
Fot. PAP/Leszek Szymański