Zawodniczki polskiej sztafety 4×400 m, która wywalczyła srebrny medal olimpijski w Tokio, zgodnie przyznały, że w finałowym biegu dały z siebie wszystko. – Trener powiedział, że jak nogi odmówią posłuszeństwa, to mamy biec sercem – przyznała Małgorzata Hołub-Kowalik z AZS-u UMCS-u Lublin.
Natalia Kaczmarek, Iga Baumgart-Witan, Hołub-Kowalik i Justyna Święty-Ersetic czasem 3.20,53 ustanowiły rekord Polski. Ustąpiły tylko Amerykankom, które uzyskały 3.16,85.
CZYTAJ: Polska sztafeta kobiet 4×400 m zdobyła srebrny medal olimpijski! Biegła Małgorzata Hołub-Kowalik
– Przed igrzyskami powtarzałam, że w ciemno biorę brąz. I dobrze, że tego nie zrobiłyśmy, bo wracamy z dwoma medalami – srebrem i złotem w sztafecie mieszanej – podkreśliła Święty-Ersetic.
Na pierwszej zmianie wśród biało-czerwonych ruszyła Natalia Kaczmarek, która przyznała, że nie była do końca zadowolona ze swego występu indywidualnego w stolicy Japonii.
– Wiedziałam, że mogłam pobiec lepiej. Zostało za to więcej sił na sztafetę. Włożyłam w to serce, by wypracować dziewczynom jak najlepszą pozycję, by miały jak najłatwiej. Bo powiedziałyśmy, że zdobędziemy tu medal. Dałyśmy z siebie wszystko – stąd taki wynik. I bardzo mnie to cieszy – zaznaczyła młodzieżowa mistrzyni Europy w biegu na 400 m.
Jak dodała – co potwierdziły koleżanki ze sztafety – od piątkowego wieczora ją „nosiło”. – Wszystko więc wskazywało, że to będzie dobry bieg – wspomniała z uśmiechem.
Pałeczkę przekazała Baumgart-Witan niemal jednocześnie ze zmianą jamajskiej ekipy. Druga z Polek ruszyła mocno.
– Bo nie było na co czekać. Pomyślałam, że najwyżej mnie odetnie, ale musiałam dać z siebie wszystko, bo wiedziałam, o co jest gra. Puściłam się za Amerykanką Allyson Felix, która ma rekord życiowy o prawie dwie sekundy lepszy ode mnie, więc oczywiste było, że mi odjedzie. Przeskoczyć pewnego poziomu się nie da. Wydaje mi się, że pobiegłam na miarę moich możliwości i dowiozłam pałeczkę na drugim miejscu. Po to, żeby dziewczyny mogły… na tym samym miejscu skończyć – podsumowała bydgoszczanka.
Biegnącej na trzeciej zmianie Hołub-Kowalik zmierzono 49,89 – najlepszy czas wśród podopiecznych trenera Aleksandra Matusińskiego.
– Nigdy nie pobiegłam szybciej. Jak zobaczyłam, że Iga jest na drugim miejscu, to zrobiło mi się gorąco. Nie miałam tak naprawdę kontaktu z innymi dziewczynami. Amerykanka mi uciekła, wiemy jak to wyglądało. Starałam się walczyć z całych sił. Tyle, ile potrafiłam, to zrobiłam dla tej sztafety. Tak samo jak reszta dziewczyn – relacjonowała.
Urodzona w Koszalinie lekkoatletka zdradziła też dziennikarzom, co swoim zawodniczkom przekazał przed startem szkoleniowiec.
– Trener powiedział, że jeśli mięśnie odmówią posłuszeństwa, to mamy biec sercem i urywać każdy centymetr, bo to może mieć przełożenie na mecie. I tak zrobiłyśmy – jest rekord Polski. Myślałyśmy, żeby złamać te 3.20, ale może następnym razem – dodała szczęśliwa.
Za wypracowanie bardzo dobrej pozycji pochwaliła swoje koleżanki Święty-Ersetic.
– Fajnie, że mogłam wrócić na swoją czwartą zmianę. Ale nie będę ukrywać, że troszeczkę była dla mnie stresująca, bo wypadłam z obiegu trochę – przyznała zawodniczka, która w tym roku zmagała się z wieloma kłopotami zdrowotnymi.
Hołub-Kowalik podkreśliła rolę biegnącej w eliminacjach w miejsce Kaczmarek Anny Kiełbasińskiej.
– Dzięki temu Natalia była wypoczęta i mogła dać z siebie wszystko dzisiaj – zaznaczyła.
Święty-Ersetic z kolei przypomniała o zawodniczkach, które w przeszłości biegały w sztafecie 4×400.
– One pracowały przez lata na ten sukces. Gdyby nie one, to nasza czwórka pewnie nie byłaby w tym miejscu – podkreśliła lekkoatletka, która wraz z koleżankami ze sztafety ma w dorobku wicemistrzostwo świata sprzed dwóch lat i brąz czempionatu globu z 2017 roku.
Zawodniczki czeka teraz celebracja sukcesów odniesionych w Tokio.
– Medalu w sztafecie mieszanej nie było okazji świętować, bo musieliśmy się skupić na kolejnych startach – przypomniała Hołub-Kowalik.
Baumgart-Witan zaznaczyła, że świeżo upieczone wicemistrzynie olimpijskie raczej nie będą spały najbliższej nocy.
– Świętować też nie będziemy za długo – jutro rano lecimy do Polski – wyjaśniła.
Przy pytaniu o przyszłość tej sztafety Święty-Ersetic zaznaczyła, że o ile nie ma wątpliwości co do najmłodszej w składzie Kaczmarek, to ona i dwie pozostałe zawodniczki potrzebują trochę czasu na podjęcie decyzji.
– Potrzebujemy czasu dla siebie, dla naszych rodzin. Chcemy spędzić trochę czasu domu – podkreśliła.
Znana z częstych żartów Hołub-Kowalik z kolei wskazała, że ona i jej koleżanki cofają wszystkie złożone wcześniej deklaracje co do ich dalszych karier.
– Powiemy wam… za rok. Jakie to uczucie być dwukrotną medalistką olimpijską? Nie mogę powiedzieć, bo to niecenzuralne słowo – skwitowała ze śmiechem.
RL / PAP / opr. WM
Fot. PAP/Leszek Szymański