Igrzyska olimpijskie w Tokio przeszły do historii. Reprezentacja Polski zdobyła w nich 14 medali. To najlepszy wynik od 2000 roku.
CZYTAJ: Anita Włodarczyk została mistrzynią olimpijską w rzucie młotem. Brąz wywalczyła Malwina Kopron
Dla nas te igrzyska były również wyjątkowe. Aż 33 lata czekaliśmy na medal reprezentanta województwa lubelskiego. Teraz zmieniło się to za sprawą lekkoatletek AZS-u UMCS-u Lublin, które wywalczyły trzy medale. Dwa zdobyła Małgorzata Hołub-Kowalik: złoty w sztafecie mieszanej 4x400metrów oraz srebrny w sztafecie 4×400 metrów. Z kolei brąz przypadł Malwinie Kopron w rzucie młotem. Obie wczoraj (8.08) wróciły do Polski, a już dziś pochodząca z Puław młociarka odbierała w Lublinie gratulacje od przedstawicieli władz samorządowych, uczelni, klubu i kibiców.
ZOBACZ ZDJĘCIA: Konferencja prasowa z udziałem Malwiny Kopron – brązowej medalistki igrzysk olimpijskich w Tokio
Ile lat pracy kosztował ten medal? – 12 lat ciężkiej pracy. Dużo wzlotów, dużo upadków, jednak wierzę, że nic się nie dzieje bez powodu – mówi Malwina Kopron. – Może tak po prostu musiało być, że miałam gorsze sezony, żeby teraz właśnie było wspaniale, żebyśmy mogli wszyscy wspólnie świętować ten sukces.
Przy okazji takich sukcesów zawsze wspominamy początki: – Tak naprawdę nigdy nie pomyślałabym, że jestem światowej klasy zawodnikiem. W życiu bym nie pomyślała, że w ogóle pojadę na igrzyska olimpijskie – zaznacza Malwina Kopron. – Jednak mam w swoim życiu kochanego dziadzia, trenera, który zapoczątkował to, że zaczęłam uprawiać sport. Jak byłam mała, to chodziłam na jego treningi, bo bardzo dużo rodzice pracowali, więc spędzałam z nim dużo czasu. Na tych treningach, z czasem, jak już dorastałam, zaczęłam coś robić z nudów. Z nudów łapałam za piłki, z nudów biegałam, skakałam, także można powiedzieć, że z nudów została medalistką igrzysk olimpijskich, bo to właśnie dzięki temu, że byłam mała, energiczna, zaczęłam trenować.
– Uważam, że ten rok był bardzo ważny – podkreśla medalistka: – Dużo sobie poukładałam w głowie, odpoczęłam. Miałam też problemy zdrowotne, ale na szczęście z nich wyszłam. Także uważam, że ten rok był naprawdę bardzo potrzebny.
To nie był pierwszy start Malwiny Kopron na igrzyskach olimpijskich, ale z pewnością ta atmosfera, jaka była w Tokio znacznie różniła się od tej, jaka zwykle panowała na tego typu imprezach.
– To były moje drugie igrzyska. Na pierwszych zajęłam piętnaste miejsce w Rio de Janeiro. Teraz na szczęście wróciłam z medalem. Te igrzyska były inne – podkreśla zawodniczka. – Cały czas siedzieliśmy zamknięci w wiosce olimpijskiej, mogliśmy ją tylko opuszczać, żeby pojechać albo na zawody albo na trening, także było ciężko, ale atmosfera była wspaniała. Ja te igrzyska zapamiętam nie tylko ze względu na medal czy pandemię, tylko na to, jaka atmosfera panowała u nas w reprezentacji. Rzucaliśmy się sobie na szyję, były oklaski, gorące powitanie medalistów – naprawdę coś wspaniałego. Niestety nie było kibiców, ale uważam, że jeśli ktoś jechał z jasno określonym celem, to czy było 100 osób na trybunach, czy 10 000 czy 30 000 – to nie robiło różnicy.
A jak udało poradzić sobie ze stresem w tych trudnych warunkach?
– Tak naprawdę stres zjadał mnie przed eliminacjami. Dzień przed eliminacjami sama ze sobą już nie mogłam wytrzymać – mówi Malwina Kopron. – Już pomijam fakt, że z nikim nie pisałam, bo nie byłam w stanie – byłam tak zestresowana, to o godzinie 14.00 już położyłam się do łóżka. Powiedziałam: „Malwina, zdrzemnij się, bo zwariujesz”. Obudziłam się o 16.00 i rzeczywiście było już dużo lepiej. Następnego dnia na eliminacje pojechałam co prawda zestresowana, jednak w pełni skoncentrowana. A jak przyszło do finału, to emocje po eliminacjach opadły i byłam w stanie się skoncentrować i na zimno podejść do konkursu.
POSŁUCHAJ: Monika Hemperek „Rzut po złoto”
CZYTAJ: Malwina Kopron: Jadę do Tokio walczyć o medal [FILM]
– W szóstej kolejce do końca wierzyłam, że zostaną srebrną medalistką, jednak duże brawa dla Chinki, że przy takiej presji poprawiła się i osiągnęła wynik ponad 77 metrów – mówi Malwina Kopron. – To coś wspaniałego. Była świetnie przygotowana, ja też byłam dobrze przygotowana. Na tych zawodach uzyskałam najlepszy wynik w tym roku. Bardzo się cieszę. Jeżeli ktoś zapytałby mnie przed finałem, czy biorę medal w ciemno, to oczywiście bym powiedziała, że tak. To największe osiągnięcie w moim życiu.
Przed Malwiną Kopron teraz też trudny okres – powitania, mnóstwo rozmaitych spotkań, gratulacji, wywiadów, fotografii z kibicami.
– Bardzo się cieszę, że ten sukces jest tak odebrany, że każdy się cieszy, chce się spotkać, zrobić zdjęcie – mówi medalistka. – Już dzisiaj miałam takie przypadki, że byłam gdzieś w drodze – czy to do fryzjera, czy do samochodu – i ludzie z samochodów trąbili, gratulując mi. To bardzo miłe, ale to też moja praca. Wiem, że muszę się spotkać z kibicami i chcę się spotkać z kibicami. Mam również zobowiązania sponsorskie i jestem tego świadoma, ale to jest czysta przyjemność.
To nie koniec tegorocznych startów. Malwinę Kopron będzie można również zobaczyć w Lublinie.
– Mam jeszcze dwa starty w tym sezonie. 3 września startuję na Drużynowych Mistrzostwach Polski w Lublinie, a 5 września – na memoriale Kamili Skolimowskiej w Chorzowie. To są te dwa starty, do których będę się chciała przygotować w tym sezonie – podkreśla Malwina Kopron.
Warto także dodać, że ze złotym medalem z Tokio wrócił również uczestnik sztafety mieszanej Dariusz Kowaluk. Zawodnik pochodzi z Komarówki Podlaskiej i trenował w Żaku Biała Podlaska. Od kilku lat reprezentuje jednak barwy AZS-u AWF-u Warszawa.
AR/ opr. DySzcz
Fot. Krzysztof Radzki