Różne stanowiska w kwestii wpisu do rejestru zabytków. Jaki los czeka lubelski dworzec?

27650630 1959440067417548 1955910966 o 2021 08 20 184130

Wojewódzki Konserwator wpisuje dworzec PKS do rejestru zabytków, właściciel – czyli spółka Lubelskie Dworce – takiego wpisu nie chce. Modernistyczny dworzec jest jednym z czterech obiektów planowanych do objęcia ochroną konserwatorską – obok hali sportowej MOSiR, Pedetu i Biblioteki UMCS.

CZYTAJ: Lublin: spór o wpisanie dworca PKS do rejestru zabytków

Wracamy do sprawy lubelskiego dworca PKS, który niedługo przestanie pełnić swoją funkcję, ponieważ ruch będzie przeniesiony do nowego dworca przy ul. Gazowej.

O możliwych dalszych losach dworca na Podzamczu z gośćmi – Lubelskim Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków Dariuszem Kopciowskim, wiceprezesem spółki Lubelskie Dworce Andrzejem Wójtowiczem oraz architektem Marcinem Semeniukiem rozmawia Magda Grydniewska:

– Sprawa trwa od pewnego czasu – mówi wojewódzki konserwator zabytków Dariusz Kopciowski. – Ja sobie założyłem dawno temu, że chcę przeprowadzić wzorcowe postępowanie i chcę wpisać jeden z tych modernistycznych budynków do rejestru zabytków. Jak widać, mi się to nie udaje, bo zacząłem od dworca autobusowego PKS-u. My działamy między innymi w oparciu o wytyczne generalnego konserwatora zabytków. Jeszcze raz zacytuję, bo to jest ważny cytat: „Należy przypomnieć, że wiele dzieł nowoczesnej architektury powstałych w latach 30. ubiegłego stulecia zostało objętych ochroną konserwatorską poprzez wpis do rejestru już w latach 60. i 70. XX wieku, czyli po upływie trzech lub czterech dekad od momentu oddania ich do użytku. Zatem wybrane dzieła powojennego modernizmu powinny być objęte taką samą ochroną konserwatorską, jak obiekty z lat międzywojennych”.

– Jestem troszeczkę zdumiony tym, co przeczytał pan wojewódzki konserwator zabytków – mówi wiceprezes spółki Lubelskie Dworce Andrzej Wójtowicz. – Oczywiście wszystkie budowle, które były wybudowane przed 30. rokiem i wszystkie technologie, które były wykorzystywane w tamtym czasie, faktycznie były technologiami innowacyjnymi jak na tamte czasy i współczesny świat. W przypadku dworca lubelskiego mamy: rok 1964 – ukończona budowa, 1967 – oddany do użytku. Wykorzystano tam materiały bardzo proste, bo tylko stal konstrukcyjną i żelbeton, który był już niczym nadzwyczajnym w latach 60. Jeżeli my do słowa „zabytek” sprowadzimy tego typu budowle, jak dworzec lubelski, to zdewaluujemy tę nazwę i zabytek stanie się czymś powszednim. A my byśmy chcieli tego uniknąć. Chcielibyśmy, żeby słowo „zabytek” dalej znaczyło coś wielkiego i nadzwyczajnego, a nie zwykłą konstrukcję z lat 60., która ponadto przypomina trudne czasy tego okresu, gdzie panował terror na ulicach, czasy, w których ktoś, kto opowiadał się za wolną Polską był więziony na Zamku obok i często tracił zdrowie lub życie.

– Chciałbym poruszyć jeszcze jedną ważną kwestię – mówi Andrzej Wójtowicz. – Ten teren dworca i okolic jest złą wizytówką dla Lublina jeśli chodzi o urbanistykę. Niektórzy mówią, że to slums. Już dzisiaj mamy poważne problemy z pozyskaniem inwestora, który chciałby ten teren rozbudować. Po pierwsze dlatego, że w planie przestrzennego zagospodarowania jest zapis o wysokości zabudowania. Zabudowania mogą tam być do dwóch pięter. Jeżeli teraz dojdzie nam jeszcze wpis do rejestru zabytków tego typu nieruchomości, nie znajdziemy prawdopodobnie żadnego inwestora, który chciałby odświeżyć i zrobić w centrum Lublina ładny teren. Wpisanie tego do rejestru uniemożliwi nam doprowadzenie tego terenu do wyglądu XXI wieku, tak jak zasługuje Lublin. Ponadto trzeba zauważyć, infrastruktura podziemna na terenie dworca i okolic powoduje, że trudno jest znaleźć inwestora –  w związku z układem sieci podziemnych. Ponadto trzy metry pod ziemią znajdują się pozostałości budowli żydowskich. Stąd też inwestycje tam będą naprawdę obciążone dużymi kosztami związanymi z obsługą archeologiczną i tym podobnymi rzeczami. Gorąco upraszam pana konserwatora, żeby jeszcze raz te wszystkie argumenty wziął pod uwagę i rozważył odpuszczenie tego wpisu.

– Temat Podzamcza jest bardzo złożony i trudny, przynajmniej od momentu uchwalenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, czyli od około 6 lat  – mówi architekt Marcin Semeniuk. – Nie powstała tam żadna inwestycja. Dużym problemem jest zarówno istnienie pozostałości po zburzonej podczas wojny dzielnicy żydowskiej, na pewno też kwestia głębokości wód podziemnych. Teren jest dość podmokły – to wiemy również z analiz urzędu miasta. Sam plan też nie jest idealny. Była mowa ze strony miasta o możliwych korektach. Tutaj akurat to, że dworzec zostanie wpisany do rejestru może okazać się paradoksalnie jakimś czynnikiem, który coś na Podzamczu uruchomi. Warto pamiętać o tym, że przełom lat 50/60 XX wieku to czas rozwoju polskiej architektury po okresie socrealizmu, stalinizmu w Polsce. Wówczas architekci zyskali więcej swobody w projektowaniu. Druga sprawa to jest również rozwój komunikacji, transportu, motoryzacji. Wiele ośrodków w Polsce zyskało wówczas woje dworce, infrastrukturę pasażerską. Lublin wcześniej nie miał dworca autobusowego, autobusy zatrzymywały się na klepisku przy ul. Świętoduskiej, także powstanie nowoczesnego na ówczesne czasy dworca było dużym krokiem do przodu. Nasz dworzec jest przede wszystkim zrealizowany jako kompletny zespół architektoniczny, który w bardzo wyraźny sposób pokazuje najważniejsze cechy ówczesnego projektowania, tego, co uważano wówczas za nowoczesność, czyli, po pierwsze, funkcjonalność, po drugie: konstrukcję, która miała być ekonomiczna.

– Wszyscy ci, którzy dołożą rękę do wpisania tego obiektu do rejestru zabytków, muszą mieć świadomość, że ten teren zostanie właśnie w takim slumsowym wydaniu, w jakim jest, i przez długie lata będzie straszył Lublin. Każdy, kto chce zainwestować własne pieniądze obawia się wpisu do rejestru tego budynku. Jeśli on będzie wpisany, Lublin będzie się cieszył tą złą sławą – mówi Andrzej Wójtowicz.

– Proszę mnie zaprosić na takie rozmowy. Będę uspokajał, że wpis do rejestru wcale nie znaczy, że zablokuje możliwość inwestowania na tym terenie – mówi Dariusz Kopciowski.

– W związku z tym, że stanowisko zarządów, które były po kolei przez ostatnie lata, jest jednoznaczne, zresztą konsultowaliśmy to również z miastem, że jesteśmy przeciwni wpisowi do rejestru zabytków i będziemy wykorzystywali każdą drogę do tego, aby tego uniknąć – dodaje Andrzej Wójtowicz.

MaG/ opr. DySzcz

Fot. archiwum

Exit mobile version