„To marnowanie czasu wszystkich służb”. Fałszywym zgłoszeniem o rannym rysiu zajmą się policjanci

cell phone 690192 1920 2021 06 15 213705 1140x570 2021 08 03 164930 2021 08 31 185558

Zgłoszenie dotyczące osłabionego rysia znajdującego się w lesie postawiło na nogi pracowników różnych instytucji. Zawiadomienie okazało się głupim żartem, a sprawa zostanie zgłoszona na policję.

– W piątek otrzymaliśmy telefon z prośbą o interwencję w lesie Dąbrowa nad Zalewem Zemborzyckim. Dzwonił około 16-letni chłopak z prośbą o natychmiastowy przyjazd do rannego rysia, którego razem z kolegą znaleźli będąc na grzybach – mówi Lena Grusiecka z Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Skrzynicach Drugich. – Oczywiście poprosiłam o zdjęcie, żeby uwiarygodnić jego słowa. Dostałam to zdjęcie. Od razu wrzuciliśmy je w telefonie w wyszukiwarkę obrazową. Nic nam to nie dało, nie znaleziono takiego obrazu, więc to tym bardziej uwiarygodniło słowa tego pana. Abyśmy się szybciej znaleźli poprosiłam go, żebyśmy spotkali się w charakterystycznym punkcie, z którego go odbiorę. Była tam pętla autobusowa przy zalewie i on twierdził, że z tego miejsca jest dosłownie pięć minut do rysia i on mi oczywiście pokaże co, gdzie i jak, a tak czy siak przy zwierzaku cały czas czuwa kolega. Zawiadomiłam odpowiednie organy, czyli RDOŚ, ponieważ my jesteśmy troszeczkę za małym ośrodkiem i mamy za małą wiedzę jeśli chodzi o tak delikatne i wrażliwe zwierzaki jak ryś. Dwóch pracowników natychmiast przyjechało nam pomóc. Zostało zawiadomione nadleśnictwo.

– Powiadomiliśmy dr Sabinę Nowak ze stowarzyszenia, które zajmuje się przede wszystkim wilkami, ale również ryś jest w spektrum ich zainteresowania jako że jest to bardzo rzadki, ściśle chroniony gatunek – mówi Paweł Duklewski, rzecznik prasowy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Lublinie. – Gdy nasi pracownicy przyjechali na miejsce, okazało się, że nie ma osoby, która zgłaszała sytuację i nie ma śladów po rysiu. Przesłaliśmy zdjęcie pani doktor Nowak, która po dłuższych badaniach stwierdziła, że jest to zdjęcie wykonane w 2007 roku w okolicach Borów Tucholskich i że najprawdopodobniej zostaliśmy wprowadzeni w błąd, a wręcz oszukani przez żartownisiów, którzy postawili na nogi kilka różnych instytucji, ponieważ my ze swojej strony również przygotowaliśmy lecznicę w Lublinie, która miała mieć gotową kroplówkę. Tę kroplówkę chcieliśmy podać osłabionemu zwierzakowi, żeby mógł dotrzeć do miejsca, w którym specjaliści od biologii rysia zajęliby się nim i próbowali odratować. Natomiast pomoc, którą można mu było zapewnić w Lublinie była doraźna i umożliwiała przetransportowanie zwierzaka we właściwe miejsce. Na miejscu również czekała już ekipa, która miała się nim zająć.

– Gdy zaczęła mnie łapać poczta, przeszło mi przez myśl, że może ktoś zrobił sobie kawał, natomiast chyba nadal źle oceniam ludzi i wydaje mi się, że aż taka głupota nie powinna mieć miejsca, ale niestety ludzie ciągle mnie zaskakują – mówi Lena Grusiecka. – To jest straszne marnowanie czasu tych wszystkich służb i nas. Co, gdyby w tym czasie inny zwierzak potrzebował pomocy? Oczywiście by jej nie dostał, ponieważ zajmowaliśmy się w terenie poszukiwaniami zwierzaka, którego tak naprawdę nie było. Podejmiemy odpowiednie kroki, żeby namierzyć tych żartownisiów. Mamy nadzieję, że poniosą stosowną karę. To jest kwestia dni. Wszyscy złożymy zawiadomienie. Na pewno nikt tego nie przepuści. Jeśli nie będziemy piętnować takiego zachowania, to ci ludzie będą się czuli bezkarni.

– Miejmy nadzieję, że zawiadomienie złożone na policję doprowadzi do znalezienia tych żartownisiów i przykładnego ukarania, ponieważ takie sytuacje nie mogą mieć miejsca, że my podchodząc do sprawy super poważnie zostajemy wprowadzeni w błąd, ponosimy odpowiednie koszty, a inne instytucje, oprócz kosztów, tracą również czas – mówi Paweł Duklewski.

– Jest w tym coś bardzo fajnego, a mianowicie to, że się pięknie zorganizowaliśmy i to błyskawicznie. I wiemy, że jeśli będzie taka potrzeba, to będziemy mogli wszyscy na siebie liczyć i to będzie chwila i będziemy wszyscy pod nadzorem specjalistów, bo specjaliści nas cały czas kierowali przez telefon. Będziemy mieli odpowiedni sprzęt, odpowiednich ludzi, odpowiednich lekarzy, którzy będą czekali. To był dla nas test – test gotowości do takiego wyjazdu i takiego zdarzenia. Myślę, że zdaliśmy go celująco – podkreśla Lena Grusiecka.

LilKa/ opr. DySzcz

Fot. pixabay.com

Exit mobile version