82 lata temu niemieckie lotnictwo zbombardowało Frampol. 13 września 1939 r. – to najtragiczniejsza data w ponad 300 – letniej historii tego miasteczka.
W czasie krótkiego nalotu Niemcy zniszczyli około 80 procent zabudowy 4-tysięcznego miasta, ludność została ostrzeżona przez ustawione na okolicznych wzgórzach czujki – zginęło kilka osób.
Grozę tamtych dni przywołują wspomnienia świadków, o pamięć dbają regionaliści, powstaje także film dokumentalny.
– 13 września to bardzo ważna data w historii Frampola. Gdy wybuchła wojna, miał około 300 lat od założenia – mówi jeden z pasjonatów Frampola, Andrzej Burlewicz – W tym dniu Frampol mógł przestać istnieć. Dobra materialne, domy i praktycznie wszystko zostało zniszczone w 80%. Całe szczęście, że nie było dużych strat w ludziach.
– Przewidywaliśmy, że mogą zbombardować Sokołówkę, bo to bliziutko Frampola – mówi Waldemar Zbigniew, mieszkaniec Sokołówki. – Był tam rów melioracyjny, w którym się ukryliśmy. Rów był zakrzaczony i wszystko stamtąd dobrze widzieliśmy. Widzieliśmy przelatujące nad Frampolem samoloty. Było dziewięć samolotów, trzy trójki leciały. Przeleciały jak gdyby nigdy nic, ale mieszkańcy w panice opuszczali miasteczko. Jednak nie przypuszczali, że te samoloty po paru minutach zawrócą. Nadlatując nad Frampol od strony wschodniej, samoloty rozczłonkowały się, tak jakby chciały to miasteczko wziąć w swoje szpony. I wtedy właśnie posypały się pierwsze bomby. Pierwsza bomba uderzyła w wieże kościoła frampolskiego, paliło się to wszystko w straszliwy sposób. Ogień sięgał nieba, aż huczało. Byliśmy od tego miejsca ponad kilometr dalej, ale słychać było huk tego ognia, płomieni.
– Uciekłam sama z domu. Brat był 3 lata starszy ode mnie, on uciekł z krową – opowiada Krystyna, mieszkanka Frampola – Mama była w domu, a ojciec był na wojnie. Uciekłam niby z ciotką, ale z nią to tak z pół kilometra. Potem nie wiem, czy ja się zgubiłam, czy ciotka mi się zgubiła. Byłam tam z ludźmi, wszyscy schowali się pod pagór. A liście tak się sypały. Jak przyszłam do domu, to był już ojciec, było dużo ludzi. U nas jakimś cudem ostała się ta jedna chałupka.
– Niemcy zrzucili około 24 bomb burzących i wiele bomb zapalających. Zostały niespalone budynki przy dwóch ulicach Targowej i Orzechowej oraz niektóre domy, które stały w oddaleniu od pozostałych – mówi Andrzej Burlewicz. – W pierwszych dniach wojny chłopcy 16-, 17-letni postanowili, że utworzą punkt alarmowy i w pierwszych dniach ten punkt mieścił się na wieży kościelnej. Całe szczęście, że komuś przyszło do głowy, że może to być miejsce niebezpieczne i przenieśli się na pobliskie wzniesienia. Stamtąd, dając sygnał trąbką, ostrzegali straż tutaj na miejscu, a straż uderzając w gongi, ostrzegała ludzi. Ludzie szybko przemieszczali się z miejscowości w pobliskie doły, do cegielni oraz do lasu. Uniknięto dużych strat w ludziach.
– Od kilku miesięcy jestem osobą mocno zaangażowaną w projekt powstania filmu o bombardowaniu Frampola przez Luftwaffe 13 września 1939 – mówi socjolog prof. Marcin Palade. – Moje zaangażowanie wynika z tego, że korzeniami jestem z Frampola. Przypomnę, że Frampol w 1939 roku to nie był teren nasycony polskim wojskiem. To było miasteczko bezbronne, zamieszkiwane przez ludność Polską i żydowską, które ucierpiało na skutek bombardowania. Tutaj, gdzie stoimy, przy Stolarskiej, był dom moich dziadków. Dom był drewniany z fundamentem murowanym na kamieniu. W tej chwili stoimy, dotykam nogą takiej kupki kamieni – można powiedzieć gruzu – tyle zostało z domu moich dziadków.
Premiera dokumentu zaplanowana jest w 83. rocznicę bombardowania Frampola.
AP / opr. AKos
Fot. AP