To jeden popularniejszych niegdyś zawodów, a obecnie powoli zanika. Dziś (25.10) przypada Dzień Szewca.
W dniu swojego święta rzemieślnicy zajmujący się naprawą obuwia opowiadają o swoim zawodzie.
– Pracuję od 1979 roku – mówi Krystyna Doroń. – Trzeba lubić te robotę, mieć wyobraźnię, umieć doradzić klientowi i dobrze wykonać pracę, to jest bardzo ważne. Tu pies wygryzł cholewkę. Jest problem, bo nie mam takiej podobnej skóry. Muszę jeszcze szukać, ale ja sobie poradzę.
– W tej chwili zmieniałem buty na maszynach do rozciągania – mówi Jarek Rybak. – To bardzo popularna usługa. Często klienci kupują buty i gdzieś one gniotą, czy są lekko za małe. Mamy na to sposoby. Ten biznes jest sezonowy: październik, listopad, grudzień to są nasze najlepsze miesiące. Całe lato ludzie biegają w klapkach, sportowych butach, więc napraw jest wtedy mniej. Głównie żyjemy z fleków i zelówek. W zimie robimy też zamki, konserwacje obuwia, przygotowujemy do sezonu i to są główne naprawy. Oczywiście klejenia i jakieś drobne szycia.
– But musi być skórzany, wtedy jest dobry. Ważne, żeby miał podszewkę skórzaną, wierzch cholewki skórzany. Teraz na rynku mało jest butów dobrych. Spody są bardzo ważne. Istotne, żeby nie były z domieszką sztucznego tworzywa, żeby można było je na gorąco skleić i żeby to trzymało, to jest bardzo ważne. Tanich butów to szkoda kupować, bo obcasy są puste, pięta wpada do środka, kratki się załamują i klient ma problem. Pękają spody, zelówki, obcasy na zewnątrz, są różne rzeczy – dodaje Kyrstyna Doroń.
– Jest coraz gorzej – uważa Mirosław Skrzypek. – Dużo jest tanich butów, których ludzie nie reperują, tylko wyrzucają. Gdy były buty na kartki w latach 80., było co innego. Pracowało nas 9, w tej chwili zostałem sam, tak że jest różnica. Ogólnie stacza się to, przejdzie do muzeum tak jak kowale czy inne zawody. Coraz mniej jest w Lublinie zakładów. Co roku kilka się likwiduje. Ciężko jest, bo nie można wziąć jakiś większych kwot za naprawę butów, gdy buty nie są za drogie. A jednak koszty są takie same – czy czynsz, czy prąd. Miałem kilku uczniów, wyuczyłem ich zawodu, ale nie mieli co robić. Poszli do czegoś innego, z czego się utrzymają.
– „Szewc bez butów” to jest nieprawda. Jak pracowałam i zatrudniałam pracowników, każdy miał po parę par butów, a jak nie, to sobie zrobił. Kiedyś to się sobie robiło i kozaki, jeszcze do dziś mam korki swojej roboty – opowiada Krystyna Doroń.
– Ten zakład jest taki nowoczesny. Mam maszyny. Być może w odwrocie są takie małe zakłady. O wyszkolonego szewca jest teraz bardzo trudno. To jest kwestia problemu z kształceniem zawodowym. Jeżeli zatrudniamy pracowników, to zwykle zatrudniamy ludzi, którzy chcą pracować. No i ważne są podstawowe zdolności, predyspozycje manualne. Naprawy wymagają cierpliwości, dokładności i manualnych zdolności. I później praktyka, bo człowiek nie nauczy się tego zawodu w miesiąc, trzeba popracować u nas przynajmniej rok, żeby nabyć podstawowe umiejętności, żeby móc naprawiać samodzielnie buty – podkreśla Jarek Rybak.
25 października to wspomnienie świętych Kryspina i Kryspiniana uznanych w VI wieku za patronów szewców i tkaczy.
LilKa / opr. AKos
Fot. pixabay.com