Mamy złotą jesień, a w sklepach można już dostrzec pierwsze czekoladowe mikołaje i ozdoby bożonarodzeniowe. Lada moment w galeriach i marketach usłyszymy świąteczne melodie. Na wystawach sklepów pojawią się choinki. Czy świąteczny nastrój udziela się już mieszkańcom Lublina?
– Przed 1 listopada raczej nie powinno się tego robić. Trzeba zachować jakąś rozsądną kolejność. Jest jak co roku. Moim zdaniem klimat świąteczny jest oczekiwany w grudniu, pod koniec listopada, natomiast w październiku to troszkę za wcześnie – mówią mieszkańcy. – Niektórzy chcą wcześniej. Ja też to lubię i mi to w ogóle nie przeszkadza. Przypomina nam to, że niebawem będą święta. – Komercha. Jest jeszcze inny klimat, jesień, powinniśmy się nią cieszyć. Choć dobrze, że można kupić wcześniej ozdoby świąteczne, bo później będzie z tym wszystkim mniej zachodu – dodają inni.
– Zajmuję się badaniami rynku i zachowaniami konsumentów. Co roku coraz wcześniej pewne sezonowe produkty pojawiają się na półkach – mówi Radosław Mącik, dyrektor Instytutu Nauk o Zarządzania i Jakości UMCS. – Myślę, że w pewnym zakresie jest to też kwestia potencjalnej dystrybucji, czyli jeśli istniało ryzyko, że pewne produkty nie dotrą z odległych części świata, ze względu na rozerwanie łańcuchów logistycznych na normalny czas, to zostały zamówione z wyprzedzeniem i tak też dotarły. Być może trywialnie nie ma ich gdzie magazynować i trzeba również je położyć na półki.
– Choinka, której poświęcałam trochę czasu na badania, okazuje się najbardziej magicznym elementem, drzewkiem, które sprawia, że atmosfera wokół nas się zmienia – mówi prof. Katarzyna Smyk z Instytutu Nauk o Kulturze UMCS w Lublinie. – Tak samo i w naszych sercach krew już krąży inaczej. Myślę, że nawet jeżeli to wszystko jest podszyte kwestią marketingową, to i tak święta dzięki temu są troszkę dłużej z nami. Powrót do dzieciństwa, wspomnień pierwszych prezentów, świąt z rodziną. Myślę, że są to takie wartości, które usprawiedliwiają to, że będziemy kupować słabej jakości, tanie zabawki na święta już teraz.
– Większość teoretyków czy krytyków kultury to raczej pesymiści i mówią o czymś takim, jak kryzys kultury. Komercjalizacja świąt jest jakimś przejawem tego kryzysu. Tak to pewnie interpretują. Zdaję mi się jednak, że jestem bardziej optymistką w tej kwestii. Szczególnie teraz, po kryzysie pandemii, wydaje mi się raczej, że to się nasili. Jest to jakiś przejaw naszej społecznej natury. My jako ludzie potrzebujemy przynależności do wspólnoty. Mamy te same symbole, obawy. Wyrażając to w społeczeństwie, próbujemy się jakoś jednoczyć – zaznacza Edyta Barańska z Instytutu Socjologii UMCS.
– To wszystko jest zawsze poprzedzone pewnymi analizami. Ryzyko tego, że coś się nie sprzeda w odpowiedniej ilości, jest w wielu przypadkach gorsze, szczególnie dla tych relatywnie niedrogich produktów, niż to, że parę osób sobie gdzieś o tym porozmawia. Często jest tak, że nieważne, jak mówią, ważne, żeby mówili. Nie ma w tym niczego bardzo dziwnego, natomiast faktycznie niektórzy z nas mogą czuć się nieswojo w takiej sytuacji – dopowiada Radosław Mącik.
Bo takie są prawa rynku – powoli wchodzimy komercyjnie w klimat bożonarodzeniowy, chwilę później pojawiają się serduszka i walentynki, a po nich pisanki.
LilKa / opr. LysA
Fot. pixabay.com