Pies myśliwski wtargnął do zagrody danieli w Leszczance w powiecie bialskim i zaatakował przebywające tam zwierzęta. Zagryziona została jedna łania. Świadkowie zdarzenia twierdzą, że opiekun psa był pod wpływem alkoholu. Do zdarzenia doszło w niedzielę 24 października.
Do zagrody, gdzie hodowane są daniele, wtargnął pies, który brał udział w pobliskim polowaniu. – Śmiertelnie zagryziona została jedna łania, pogryziony został cielak i druga łania – mówi Małgorzata Kozakiewicz, właścicielka posesji, gdzie trzymane są zwierzęta, a która próbowała odgonić atakującego psa. – On pewnie wyczuł te zwierzęta. Moim zdaniem nie wolno urządzać polowania bez zawiadomienia. Tym bardziej, że mamy tu stado od 11 lat. Ten pan, który „opiekował się” psem, był pijany.
CZYTAJ: Pies myśliwski wtargnął do zagrody danieli. Zagryzł jedną łanię i ranił inne zwierzęta
– Gdy przyjechałem na miejsce zdarzenia, było już dwóch myśliwych. Zachowywali się niegrzecznie, tak jakby atakowali – opowiada pan Marcin, właściciel stada w Leszczance. – Jeden z myśliwych definitywnie był pod wpływem alkoholu, ponieważ było od niego czuć alkohol. Jego ruchy ciała też na to wskazywały. To był opiekun psa. Całe stado zostało spłoszone. Zwierzęta zostały dotkliwie pogryzione, a myśliwi nie poczuwają się emocjonalnie do odpowiedzialności za to, co wyrządzili. To nie jest wina psa, który wymknął im się spod kontroli. To definitywnie ich wina. Opiekun, który zajmował się tym psem, nie powinien być w stanie nietrzeźwości.
– W minioną niedzielę około godziny 15.30 dyżurny międzyrzeckiego komisariatu otrzymał zgłoszenie dotyczące zagryzienia daniela hodowlanego przez psa, który wtargnął na posesję zgłaszającego – relacjonuje komisarz Barbara Salczyńska-Pyrchla z Komendy Miejskiej Policji w Białej Podlaskiej. – Pod wskazany adres wysłani zostali policjanci. Funkcjonariusze wstępnie ustalili, że około godziny 13 pies myśliwski, który tego dnia wykorzystywany był podczas polowania, przedostał się na posesję pokrzywdzonego przez dziurę w ogrodzeniu. Tam zaatakował i zagryzł daniela. Na miejscu interwencji był również prowadzący polowanie, który sprawował opiekę nad zwierzęciem. Mężczyzna był trzeźwy. Potwierdziło to przeprowadzone przez mundurowych badanie. Okazał też dokumenty dotyczące prowadzonego polowania. Obecnie ustalamy wszystkie okoliczności tego zdarzenia. W sprawie prowadzone są czynności wyjaśniające.
Jak udało nam się ustalić, mężczyzna, który opiekował się psem, to prezes Koła Myśliwskiego „Jeleń”, Jerzy Mańko. Spytaliśmy, jak komentuje całą sprawę.
– To wypadek losowy – twierdzi Jerzy Mańko. – My możemy polować z psami, a to miejsce nie było dokładnie zabezpieczone. Nie mamy obowiązku powiadamiać o polowaniu każdej osoby prywatnej z osobna, tylko powiadamiamy urząd gminy. Pies, który wtargnął do zagrody, był ubezpieczony. W związku z tym właściciel danieli dostał polisę i sprawa będzie rozpatrywana przez ubezpieczyciela. To nieprawda, że byłem nietrzeźwy. Kiedy przyjechała policja, nie było mnie na miejscu zdarzenia, ponieważ to był odległy czas, od tego, kiedy zdarzenie miało miejsce. Wcześniej rozmawialiśmy z właścicielami. Chcieliśmy załatwić sprawę polubownie. Ale ponieważ rozbieżność kwotowa była bardzo duża – właściciel wymienił kwotę 6 tysięcy złotych za zagryzioną sztukę – zdenerwowało mnie to i odszedłem. Na posesji został kolega, który prowadził polowanie i dalej przebywał z tymi ludźmi.
Zdaniem właściciela stada danieli rozmowa dotycząca zawarcia ugody przebiegała inaczej niż twierdzi opiekun psa. 6 tysięcy złotych – kwota, jaką miał zaproponować w ramach rekompensaty właściciel zagryzionych zwierząt – miała dotyczyć wszystkich poniesionych strat.
Jak zapewnia właściciel zagryzionego daniela, będzie domagać się odszkodowania.
MaT / opr. WM
Fot. nadesłane