Polska pokonała San Marino 5:0 w meczu eliminacji piłkarskich mistrzostw świata. Spotkanie odbyło się na warszawskim Stadionie Narodowym.
Bramki strzelili: Karol Świderski (10 min. – głową), Cristian Brolli (20 min. – samobójcza), Tomasz Kędziora (50 min.), Adam Buksa (83 min.), Krzysztof Piątek (90+1 min.).
Polacy wystąpili w dość eksperymentalnym składzie, zwłaszcza w defensywie. Na boisku od pierwszych minut zagrali: w obronie: Robert Gumny, Michał Helik, Tomasz Kędziora i Przemysław Płacheta, w pomocy: Przemysław Frankowski, Mateusz Klich, Karol Linetty i Kacper Kozłowski, a w ataku Karol Świderski i Robert Lewandowski.
Przebieg meczu był zgodny z oczekiwaniami. Od pierwszego gwizdka sędziego rozpoczęło się oblężenie bramki gości.
Pierwszy do ich siatki trafił Karol Świderski, który w 10. minucie popisał się strzałem głową z bliskiej odległości. Piłka wpadła do bramki tuż obok słupka, a sędzia uznał trafienie po dość długiej konsultacji z VAR (chodziło o ewentualnego spalonego).
W 20. minucie było już 2:0, tym razem samobójcze trafienie po płaskim dośrodkowaniu Kozłowskiego z prawej strony zaliczył Cristian Brolli.
Piłkarze z San Marino ograniczali się głównie do wybijania piłki, często chaotycznego, aby jak najdalej od swojej bramki.
Po upływie kolejnych 10 minut kibice ponownie wyskoczyli do góry z radości, ale tym razem przedwcześnie. Gol Lewandowskiego nie został uznany – kapitan sfaulował rywala.
Do przerwy wynik już się nie zmienił, a przed drugą połową na murawę PGE Narodowego wyszli reprezentanci Polski w amp futbolu, którzy w niedawnych mistrzostwach Europy w Krakowie zajęli trzecie miejsce. Kibice podziękowali im gromkimi brawami.
Od początku drugiej połowy na boisku pojawił się Krzysztof Piątek, wracający do gry w kadrze po kilkumiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją (zmienił Mateusza Klicha).
W 50. minucie gospodarze podwyższyli na 3:0, tym razem w dużym zamieszaniu podbramkowym trafił Tomasz Kędziora.
Później Biało-Czerwoni, mimo ogromnej przewagi, rzadziej stwarzali zagrożenie. W 66. minucie Sousa postanowił dać odpocząć Lewandowskiemu, co część trybun przyjęła z dezaprobatą.
W miarę upływu czasu kibice coraz głośniej domagali się kolejnych bramek. Ich prośby zostały wysłuchane w 84. minucie – po podaniu Roberta Gumnego dogodną sytuację wykorzystał wprowadzony krótko wcześniej na boisko Adam Buksa. To jego piąty gol w… czwartym meczu w reprezentacji (w tym łącznie cztery w spotkaniach z San Marino). W doliczonym czasie gry wynik na 5:0 ustalił strzałem z bliska Piątek.
Meczem z San Marino pożegnał się z reprezentacją Polski Łukasz Fabiański. Stanął w bramce od początku spotkania. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, opuścił boisko w 57. minucie. 36-letni bramkarz w narodowych barwach zaliczył właśnie 57 występów. Został zmieniony przez debiutanta Radosława Majeckiego. Fabiański, schodząc z murawy, nie krył łez.
– To spełnienie marzeń, że kończę karierę w reprezentacji właśnie w Warszawie, na tym pięknym stadionie, przy pełnych trybunach – powiedział przed meczem Fabiański, który występował w kadrze od marca 2006 roku. W sobotę wybiegł w podstawowym składzie, a każdy jego kontakt z piłką był nagradzany owację przez ponad 56 tysięcy kibiców. Często skandowano również jego nazwisko. Piłkarze utworzyli opuszczającemu boisko Fabiańskiemu szpaler, a sam bramkarz płakał ze wzruszenia.
Z San Marino biało-czerwoni grali już 10 razy i zawsze wygrali. W ostatnich pięciu spotkaniach strzelili temu rywalowi aż 32 bramki (łącznie 45).
W najbliższy wtorek poprzeczka zawiśnie wyżej. Podopieczni Sousy zmierzą się w Tiranie z Albanią, która wyprzedza ich w tabeli, a w sobotę wygrała z Węgrami w Budapeszcie 1:0.
W innym spotkaniu grupy I Andora przegrała z Anglią 0:5 (0:2).
Na czele tabeli są Anglicy (19 pkt) – cztery punkt przed Albańczykami, pięć przed Polakami, dziewięć przed Węgrami.
RL / PAP / opr. ToMa
Fot. PAP/Radek Pietruszka