Nikomu nic się nie stało, choć było groźnie. Ulicami Lublina galopował koń, który uciekł od weterynarza. Klacz była ścigana przez policjantów ulicami miasta, na szczęście zwierzę całe i zdrowe udało się złapać.
Klacz uciekła z kliniki weterynaryjnej przy ulicy Głębokiej. Przebiegła tuż obok Radia Lublin, w momencie gdy z rozgłośni wychodziła dziennikarka Iwona Kosior. – To wszystko trwało kilkanaście sekund, dopiero po czasie zdążyłam się zorientować, co się przed chwilą wydarzyło – opowiada Iwona Kosior. – Akurat wyszłam z Radia. Przechodząc przez bramę wejściową i schodząc na chodnik, usłyszałam parsknięcie konia. Myślałam, że się przesłyszałam, ale odwróciłam się i zobaczyłam galopującego w moim kierunku konia. Na początku był na jezdni między samochodami. Był ewidentnie zdenerwowany. Kiedy nagle wskoczył na chodnik i zaczął biec w moim kierunku, ja również się zdenerwowałam. W ostatnim momencie odskoczyłam i schowałam się za murkiem. Zobaczyłam, że koń biegnie dalej przed siebie w stronę ulicy Lipowej, już jezdnią. Zdążyłam jeszcze zauważyć, że jeden z kierowców, ewidentnie tak samo zszokowany jak pozostali, ruszył zwierzęciem i zaczął trąbić. W tym momencie koń przyspieszył i zniknął z pola widzenia. To wszystko rozegrało się w przeciągu kilkunastu sekund.
– Do tego zdarzenia doszło kilka minut po godzinie 10.00. Policjanci z Oddziału Prewencji zauważyli zwierzę na ulicy Lipowej – relacjonuje komisarz Kamil Gołębiowski, rzecznik komendanta miejskiego policji w Lublinie. – Koń biegł w kierunku Krakowskiego Przedmieścia, następnie w kierunku ulicy Dolnej 3 Maja. Policjanci od razu pojechali za wystraszonym koniem i wykorzystując fakt, że na ulicy Żmigród zwierzę na chwilę się zatrzymało, bardzo szybko podbiegli i je zatrzymali. Policjanci zaopiekowali się koniem do czasu przyjazdu na miejsce opiekuna. Funkcjonariusze wstępnie ustalili, że koń zerwał się z uprzęży i uciekł podczas wyładunku.
– Wakara ma 10 lat, to rasa małopolska. Przyjechaliśmy z nią na leczenie do kliniki weterynarii. Rozładowaliśmy ją z przyczepy, urwał się uwiąz i dlatego sobie pobiegła – mówi pan Janusz, właściciel konia.
– Na szczęście skończyło się to dobrze. To nie są naturalne warunki, w których koń przebywa na co dzień – dodaje Monika Szymczak, opiekunka konia. – Dobrze, że wbiegła w tę ulicę. Panowie policjanci się zatrzymali. Wysiadłam z drugiego samochodu, bo pomógł mi jakiś pan i mnie tu przywiózł. Złapałam konia za kantar i na drugi uwiąz. Szczęście, że wbiegła w małą uliczkę. Jest bardzo zdenerwowana. Zdecydowanie nie lubi miasta.
Zwierzę wróciło bezpiecznie do kliniki weterynaryjnej, z której uciekło.
TSpi / opr. WM
Fot. i film: Tomasz Spicyn