Na alei Jana Pawła II w Świdniku rozpoczęła się instalacja „wilczych oczu”. To specjalne słupki przydrożne, które mają zniechęcić dzikie zwierzęta do wchodzenia na jezdnię.
Al. Jana Pawła II to droga łącząca Świdnik z Lublinem. Tylko w tym roku doszło do kilkunastu potrąceń saren i łosi.
– To dla nas jedna z ważniejszych dróg. Szukaliśmy różnych rozwiązań, ale „wilcze oczy” wydają się najlepsze. Bezpieczeństwo to priorytet – mówi zastępca burmistrza Świdnika Marcin Dmowski. – Przez ostatni czas było sporo zdarzeń drogowych z udziałem zwierząt: łosi, saren, czyli częstych wypadków. Problemem było to, że zwierzęta migrują z pobliskiego lasu na pola i wbiegają kierowcom przed maski.
– Policja świdnicka od 2019 r. odnotowuje wzrost zdarzeń z udziałem zwierzyny leśnej przy al. Jana Pawła II w Świdniku – informuje komisarz Łukasz Kasperek, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Świdniku. – W 2020 r. było to 9 zdarzeń, natomiast w bieżącym roku do 15 października było to już 15 zdarzeń.
– Szukaliśmy jakiegoś rozwiązania, żeby temu zaradzić – opowiada Marcin Dmowski. – Były różne sugestie: budowy płotu, który by odgradzał drogę oraz właśnie „wilczych oczu”. Po konsultacjach z nadleśnictwem, z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska dostaliśmy już taką pełną wiedzę co można, co nie można. Płot całkowicie został wykluczony z racji klasy drogi, ochrony zwierząt, ich migracji. Ta opcja najszybsza, która sprawdza się już w wielu miejscach w Polsce, czyli „wilcze oczy” będzie realizowana.
– W wersji pierwszej mieliśmy zamontować po jednej stronie, od strony lasu i od strony autostrady, od strony osiedla po siedem co 100 metrów słupki, tzw. „wilcze oczy”, ale docelowo jednak będzie to podwojone. Co 50 metrów, czyli 16 słupków po stronie lasu i 16 po przeciwnej stronie Jana Pawła – mówi Jerzy Irsak, prezes spółki Pegimek.
– Są to słupki wyposażone w odblaski – wyjaśnia Marcin Dmowski. – Nie są to zwykłe odblaski jednostronne. Działa to tak, że nadjeżdżający samochód świeci na słupek i na odblask, a odblask kieruje światło w stronę lasu, bądź pola. Tam pojawiają się dwa małe oczka, które zwierzęciu sugerują jakiegoś drapieżnika.
– Jest to urządzenie wymierzone w instynkty zwierząt – mówi Dariusz Ornal, zoopsycholog. – Prawda jest taka, że instynkty, nawet u naszych udomowionych już przyjaciół, czyli psów i kotów, są bardzo silne. Tym bardziej jeśli chodzi o zwierzęta dzikie i wolno bytujące. W momencie, kiedy te tzw. „wilcze oczy” są emitowane przy przejeżdżającym pojeździe, automatycznie z daleka jest to widoczne dla zwierząt, które akurat mają tamtędy szlak migracyjny, czy chcą po prostu tamtędy przejść. Jest to ostrzeżenie. Jest też jednak zagrożenie, że dojdzie do tzw. habituacji, czyli przyzwyczajenia do bodźca. Będą zbliżały się coraz bliżej, ten bodziec będzie bardziej obojętny i być może zdecydują się przejść tamtędy.
– Bierzemy pod uwagę też ograniczenie prędkości – deklaruje Marcin Dmowski. – W tej chwili jest to 70 km/h. myślimy o ograniczeniu do 50 na początek. Oczywiście mieszkańcom nie zawsze podobają się takie ograniczenia. Każdy by chciał zawsze jechać szybciej, ale myślę, że to nie jest tak duża różnica, a wiele może poprawić w naszym bezpieczeństwie – dodaje.
Instalacja słupków zakończy się w przyszłym tygodniu. Koszt jednego „wilczego oka” to zaledwie 60 złotych.
FiKar / opr. PrzeG
Fot. FiKar