Kilka tygodni temu opowiadałem o tym, jak wielokrotnie nagradzany amerykański twórca komiksów Ed Piskor zrealizował swoje marzenie i wydał własną wersję przygód X-Men. Nie bez znaczenia jest tu fakt, że była to seria, którą uwielbiał od dzieciaka i jako dzieciak namiętnie rysował i przerysowywał ukochanych bohaterów wraz z mamą, która wspierała go na każdym kroku i aktywnie mu kibicowała. Takiego cudownego współdziałania między mamą a dzieckiem nie trzeba jednak szukać aż za oceanem. Bo oto parę lat temu jedenastoletni Bartek Bocian siadł przy biurku i zaczął rysować te swoje szalone komiksy, a jego mama nie tylko trzymała za niego kciuki, ale też postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i stała się wydawcą chłopaka. Efektem są dwa tomy serii zatytułowanej Boboczy rycerz (wyd. Kokodak), które nie tak dawno temu wpadły w moje ręce i w których momentalnie się zakochałem. Bartek ma obecnie lat 13 z hakiem, a te dwa tomy narysował jako jedenastolatek. Podziwiam tego młodego człowieka nie tylko za konsekwencję i upór; nie tylko za to, że się nie poddaje i ciągle rysuje, ale przede wszystkim za to, że stworzył historię, która szczerze mnie wciągnęła i przy której bawiłem się znakomicie.
Boboczy rycerz od pierwszego kadru przeżywa niezwykłe przygody, które zaskakują pomysłowymi rozwiązaniami fabularnymi i odkrywają przed nami świeżą i oryginalną wyobraźnię autora. Uwielbiam Zawiszę Marnego, świetny jest wątek totalnie optymistycznej sarny, dobra kreacja Grubosława z Sadłogrodu – w ogóle postaci drugoplanowe w tym serialu sprawiają wrażenie, jakby powstały w głowie Tadeusza Baranowskiego u szczytu formy. Pamiętam, jak 20 lat temu polskie środowisko komiksowe zachwycało się młodymi wówczas – i perspektywicznymi – rysownikami – Jakubem Rebelką, Benedyktem Szneiderem, a później Mikołajem Tkaczem. Bartek Bocian to kolejny młody talent, który coraz lepiej radzi sobie z komiksowym rzemiosłem – wystarczy spojrzeć na profil Dzień bobry na Facebooku, gdzie prezentowane są prace artysty. To, że możemy mieć teraz wgląd w jego dzieła jest doświadczeniem niezwykłym, ponieważ jestem przekonany, że za kilkanaście lat, na poziomie super profesjonalnym, ten gość będzie robił najlepsze komiksy w mieście.
Niezwykłą pracę wykonuje aktywna w Internecie mama Bartka, przed którą chylę czoła. Mama nie tylko wydaje, ale znakomicie reklamuje syna w cybersferze. To dzięki jej wpisom w przeróżnych miejscach wiem, że – uwaga, będzie ważna informacja dla fanów: po dwóch tomach Boboczego rycerza Bartek w ciągu roku stworzył trzy kolejne odcinki swojej flagowej serii, ponad 300 stron komiksu o najnudniejszym chomiku świata oraz pierwszy tom przygód Mega Boboczki. Warto odnotować, że harmonogram wydawniczy przewiduje rychłą publikację tej ostatniej pozycji.
Na koniec dodam jeszcze, że z żadnego, absolutnie żadnego innego komiksu niż ten stworzony przez dziecko nie bije tak ogromna szczerość i fantazja. I Bartek Bocian pokazuje to swoim Boboczym rycerzem, w którym jest zarówno znakomitym pomysłowcem, jak i rysunkowcem. Ciężko powiedzieć na ile młody twórca inspiruje się starszymi, od dawna obecnymi na rynku kolegami – mam nadzieję dowiedzieć się tego z licznych wywiadów z Bartkiem, które pewnie są już tylko kwestią czasu – niemniej jednak widać jak na dłoni, że jest świadom pewnych rozwiązań formalnych, obecnych w komiksie od lat. Umie komponować plansze, postawić na nich dominantę, profesjonalnie obramować i obsłużyć dźwiękonaśladowczo.
Mam nadzieję, że dzięki wspólnej pracy Bartka i jego rodziców będę miał okazję śledzić na bieżąco rozwój artystyczny tego twórcy. I choć w pustym pomieszczeniu gadam teraz do radiowego mikrofonu, a słyszy mnie jedynie realizator – hej, Grzesiu! – to mam nadzieję, że kiedyś ta audycja dotrze do uszu Bartka. A kiedy dotrze, to Bartek dowie się, że zyskał właśnie wiernego fana, który kibicuje mu z głębi serducha.