Hellblazer (wyd. Egmont Polska) rozgościł się w Polsce na dobre. Nie dość, że regularnie dostajemy stare tomy przygód Johna Constantine’a spod znaku Vertigo, to polski edytor postanowił wkroczyć na ścieżkę prezentowania absolutnych nowości. W efekcie na rynku pojawił się drugi tom hellblazerowej klasyki pisanej przez Jamiego Delano, oraz niezwykle świeży tom Wzlot i upadek autorstwa Toma Taylora i Daricka Robertsona. Choć te albumy dzieli ponad 30 lat, to ich zsynchronizowana publikacja w Polsce ma pewien smaczek, ponieważ Taylor dość mocno nawiązuje do Delano. I nie tylko. Pierwsze plansze Wzlotu i upadku to rzecz sięgająca narodzin Johna, ukazująca genezę jego problemów. Taylor co chwila puszcza tu oczko do czytelnika: poród Johna odbiera doktor Delano, na murach wypisane są imiona twórców tego bohatera, a knajpiarskie sceny z dalszej części albumu to ukłon w stronę ery Ennisa i Dillona. Tych ukłonów jest więcej, a głównym z nich jest zapewne próba uchwycenia klimatu dawnych opowieści z magiem w prochowcu. Taylor przyrządza swoje danie ze znanych składników: dzieciństwo Johna, pierwsze – nazwijmy to – wyrzuty sumienia związane ze stratą kumpla, szczypta magii, demony i transfer do czasów współczesnych. A tam nieprzyzwoicie bogaci ludzie ze skrzydłami na plecach spadają z nieba. I ta współczesność łączy się z przeszłością Johna. W kryminalnym dochodzeniu mag w prochowcu towarzyszy swojej koleżance z lat dziecięcych. Starając się rozwikłać jedną zagadkę, trafiają na co najmniej kilka kolejnych, a każda z nich zdaje się być gorsza od poprzedniej. Tymczasem w regularnej serii opublikowanej pod koniec lat 80. Jamie Delano wnika w przeszłość rodu Constantine’a, sięgając do bardzo dawnych czasów, kiedy to słownictwo było upstrzone ozdobnikami, a każdy z sędziwych bohaterów serwował swoim towarzyszom fabuły wyczerpujące monologi. Co więcej, Delano proponuje prawdziwy horror w rewelacyjnie zrealizowanej przez Davida Lloyda historii Horrorystka, jak również opisuje perypetie Constantine’a na tle wydarzeń politycznych lat 80. XX wieku. A gdzieś tam w tle buzuje magia. Dla Delano ta magia, będąca synonimem Hellblazera, jest środkiem do celu, którym są frapujące fabuły, tymczasem u Taylora to jedynie efektywne triki, które mają jak najbardziej usatysfakcjonować czytelnika galopującą na złamanie karku opowieścią. Delano pisze o życiu i o tym, jakim to życie może być koszmarem, podczas gdy Taylor atakuje krwawym połączeniem serii Omen i Laleczka Chucky. Odmienne podejścia, ale też inne czasy powstania. Jak widać, Hellblazer ma coś dobrego dla każdego. Choć doceniam i dość sprawnie odczytuję hołd zawarty we Wzlocie i upadku, to jednak pozostaję przy regularnej wersji Delano.
Tymczasem w Arizonie, w zupełnie innym uniwersum i na nieco odmiennej komiksowej półce do baru Burger Bros na trzy minuty przed jego zamknięciem wchodzi gość łudząco podobny do Johna Constantine’a i zamawia 123 cheesburgery. Rzecz jasna, takie zamówienie nie spotyka się z aprobatą marzących o fajrancie pracowników baru. No i się zaczyna… co się zaczyna? Komiks Death or Glory (wyd. Non Stop Comics), zadziwiająco sprawny i ekscytujący akcyjniak napisany przez fachowca od tego typu tematów – Ricka Remendera, a narysowany przez francuskiego twórcę Bengala. Gdyby kawałek Death or Glory zespołu The Clash przepisać na komiks, to pewnie mniej więcej tak – przynajmniej w pewnych aspektach – mógłby on wyglądać. Mamy tu historię starą jak świat: aby uratować swojego ojca, dziewczyna wychowana wśród kierowców tirów, postanawia dokonać skoku życia. Nie dość, że wszystko idzie nie tak, to znienacka wyskakują kolejne problemy, które piętrzą się aż do drugiego tomu opowieści. Remender zadziwiająco sprawnie wciąga w wykreowany przez siebie świat – mnie kupił już po kilku zeszytach, w których świetnie wyważał narrację i dialogi i zaserwował kilka naprawdę znakomicie skonstruowanych scen. Grafika, jak na komiks akcji przystało, jest bardzo dynamicznie i bardzo sprawnie dostosowana do scenariusza. Zaskakująco dobra produkcja, którą umieszczam w topowej trójce rzeczy pisanych przez Ricka Remendera.